Źródło: Rookiemag.com (oryginał)
Data: 21/10/2015
FLORENCE AND THE MACHINE: DELIAH
Florence Welch wydaje nowy teledysk i dzieli się refleksjami na temat odpuszczania i przebaczenia.
Jeśli chodzi o Florence and the Machine, jedną z najbardziej magicznych rzeczy są sentencje-perełki porozrzucane w ich muzyce. Nowa piosenka „Delilah” nie odstaje pod tym względem od innych. Teledysk do singla z How Big How Blue How Beautiful rozpoczyna się z wręcz zbyt życiowym monologiem: „Kochaj siebie. Wybaczaj sobie. Nie możesz kochać i wybaczać innym ludziom, jeśli na samym początku nie pokochasz i nie wybaczysz sama sobie.”
Rozmawialiśmy z Florence Welch i reżyserem Vincentem Haycockiem o „Delilah” oraz o tym, jak móc odpuszczać i przebaczać.
ROOKIE: Monolog otwierający „Delilah” łączy w sobie tematy wiary, miłości i gotowości do przebaczenia – szczególnie w odniesieniu do tego, jak wiele wad posiadają ludzie – oraz mówi o błędach, jakie popełniamy. Kiedy zaczęłaś podobnie myśleć i jak udaje Ci się o tym pamiętać kiedy nadchodzą ciężkie chwile?
FLORENCE WELCH: Myślę, że bycie artystą wymaga od ciebie posiadania zdrowej dawki samowstrętu. Stworzenie czegoś to rodzaj odkupienia bądź egzorcyzmu przeprowadzanego na części siebie lub na rzeczach, których po prostu nie lubisz. Samo w sobie jest to pewnym sposobem na radzenie sobie z problemami, lecz potrafi też uczynić codzienne życie niezwykle ciężkim. Im starsza jestem, tym częściej potrafię sobie wybaczać i uważam, że, do pewnego stopnia, wszystko trzeba umieć sobie przebaczać. Pomaga ci to w relacjach z innymi, ponieważ jako człowiek stajesz się tym samym bardziej współczująca. Wciąż jednak bywam na siebie zła i ta negatywna energia, która mogłaby zostać skierowana przeciwko mnie samej, musi zostać wykorzystana w sposób twórczy. To energia i jeśli nie znajdziesz dla niej ujścia – bądź poprzez robienie czegoś lub występowanie – może się ona zwrócić przeciwko mnie samej. Chodzi tu w zasadzie o samoakceptację – chcesz odnaleźć wewnętrzny spokój.
ROOKIE: Czy wybranie zwyczajnie wyglądającej (chociaż z pewnymi cechami kaznodziei) osoby, aby wygłosiła ten komunikat, było celowym zabiegiem?
VINCENT HAYCOCK: Na przestrzeni tej „Odysei” – jak zwykliśmy nazywać tę serię teledysków [do „Queen of Peacee”, „Long & Lost”, i teraz do „Delilah”] – Florence napotkała wiele postaci, zarówno dobrych, jak i tych złych. Ten starszy mężczyzna miał za zadanie oddać nastrój teledysku, Florence powracającej do domu, przebaczającej, odnajdującej samą siebie… Lubię zmieniać żmudnawe sceny w chwile niosące przesłanie. To część całej tej zabawy.
ROOKIE: Końcowy monolog jest równie mocny jak ten otwierający. Opowiedz mi o tym końcowym.
VINCENT HAYCOCK: Pochodzi z „What Kind of Man”, z którego ostatecznie powstanie większy, spójny film. Uzupełni tu i tam niektóre luki, których nie mogły wypełnić teledyski. Od początku procesu twórczego planowaliśmy zatoczyć pełne koło, wrócić do punktu wyjścia przed wypadkiem samochodowym. Zderzenia od zawsze oznaczały moment zakochania się czy utknięcie pośród burzy związków – i nagłe uderzenie w twarz.
Obcinanie włosów było też bezpośrednią aluzją do biblijnej historii Dalili, lecz potem przerodziło się to w coś bardziej osobistego dla Florence. Jako że ta piosenka była zaplanowana jako zwieńczenie serii, postanowiliśmy sprawić, że [ten teledysk] będzie powrotem [Florence] do prawdziwego „ja”, uśmierceniem jej złej wersji i odnalezieniem drogi powrotnej do domu. Obcięcie włosów zaczęło oznaczać porzucenie przeszłości, pozbycie się całego syfu – facetów i leków – i wywalczenie sobie drogi przez ostatni krąg piekła, że się tak wyrażę. To uzależnienie dotyczyło czegos nieco bardziej jak uzależnienia od rzeczy, które cię ranią, niż od narkotyków czy alkoholu.
ROOKIE: Jak szukasz głębszego sensu w codziennych rzeczach?
FLORENCE WELCH: Uważam, że każdy dzień to dar. Od zawsze bywałam przytłoczona przez niebo, morza czy krajobrazy. Każdego dnia możesz odnaleźć magię w rzeczach i uważam, że chodzi właśnie o podtrzymanie tej zdolności zadziwiania się. Myślę, że byłam dosyć lękliwym dzieckiem, bałam się niemal wszystkiego. Kiedy stałam się dorosła, przeżyłam swoisty renesans dzieciństwa, ten rodzaj podekscytowania życiem, i radość bycia w świecie, którego mniej się obawiałam, była dla mnie czymś niesamowitym.
ROOKIE: Jak udaje ci się patrzeć do przodu i pozostawiać przeszłość za sobą?
FLORENCE WELCH: Ważnym jest, by nie odrzucać przeszłości. Chodzi o to, aby nie mieć poczucia, że to ona cię definiuje; o to, by ją zaakceptować, ogarnąć i wówczas pozwolić jej odejść. Nie chodzi o to, by odwrócić się do tego plecami i udawać, że nic się nie stało. Chodzi o to, by być teraz, w tej chwili. Moim zdaniem to jest właśnie świetne w występowaniu – daje mi to poczucie, że nie tkwię w przeszłości ani że nie sięgam daleko w przyszłość. Dosłownie żyję tą chwilą. Możliwe że w miarę upływu lat chodzi o stawianie się samemu sobie i uważam, że jest to z pewnością coś, co robiłam w trakcie pisania tej płyty. Jestem zdania, że życie udziela ci lekcji i te same sytuacje czy rodzaje związków będą się powtarzać do chwili, aż wreszcie coś z nich wyniesiesz.
Tłumaczenie: Daniel Wdowicz