The Odyssey – wywiad z Florence i Vincentem Haycockiem

Źródło: Dazed Digital

Data: 25/04/2016

Trzecia płyta Florence + the Machine, How Big How Blue How Beautiful, jest najbardziej osobistym albumem, jaki Florence Welch kiedykolwiek napisała. Przedstawia on zakończenie związku – złamanie serca i następujący po nim emocjonalny czyściec. Większość ludzi nie byłaby w stanie wlać tych emocji w swoją twórczość – ale ta sztuka udała się Welch, i to aż dwukrotnie.

Razem z reżyserem Vincentem Haycockiem, Welch podjęła się stworzenia „Odysei”, składającego się z siedmiu części filmu, który pełni funkcję wizualnego odpowiednika muzyki z How Big How Blue How Beautiful. Odyseja łączy teledyski towarzyszące albumowi, scalając sceny (nagrywane w Los Angeles, Meksyku, Szkocji i domu Welch w południowym Londynie) w spójny, 47-minutowy film. Był to sposób na połączenie czegoś, co (jak Welch żartobliwie opisuje to dzisiaj, siedząc ze mną w barze w północnym Londynie) było „największą kraksą tego roku”. I tak, film zaczyna się dosłownym wypadkiem samochodowym, by później zanurzyć się głębiej w motywy z albumu, opowiadając historię przy użyciu surrealistycznych obrazów, tańca współczesnego i odniesień do biblijnych przypowieści czy artystów czasu romantyzmu.

Odyseja ukazuje się przed największym jak dotąd dla Florence + the Machine londyńskim koncertem, w Hyde Parku, gdzie zespół będzie wspierany m.in. przez Kendricka Lamara, Jamiego xx, Cat Power i wielu innych. Podczas gdy pełny film jest w tej chwili dostępny online, możecie obejrzeć też ostatnią część (do piosenki „Third Eye”) oddzielnie powyżej, a poniżej – poczytać o procesie kreatywnym Welch i Haycocka.

 

Skąd pochodzi początkowy pomysł na film?

Florence Welch: Od samego początku mówiliśmy sobie, że zaczniemy od koncepcji spokojnego, potem chaotycznego świata, by zakończyć na koncercie. Od zawsze chodziło o pogrążanie się w szaleństwie. Wchodzisz w to dalej i dalej, głębiej i głębiej, by na samym końcu z tego wyjść. Gdy rozpoczęliśmy, mieliśmy zatem jakby punkt końcowy.

Vincent Haycock: Tak, na początku i na końcu miała być Florence, którą wszyscy znają – piosenkarka, artystka. W tym punkcie zaczynamy, nadchodzi burza i na koniec lądujemy z powrotem na scenie.

FW: Było to zupełnie jakby wypadek samochodowy przeniósł mnie do innego wymiaru, gdzie musiałam zmierzyć się z tym wszystkim, co się działo. Pomysł był taki, że jadę na występ i wtedy wydarza się wypadek – co symbolizuje coś na miarę „największej kraksy tego roku” – i wówczas po prostu na nowo wchodzisz do tego świata. Ale wyobrażasz sobie ten rok jako pewnego rodzaju magiczną rzeczywistość.

 

Film jest dosyć intensywny na samym początku, jednak później zaczyna się nieco uspokajać. Czy uważasz, że tempo filmu odzwierciedlał twój [miniony] rok?

FW: Kiedy zrobiłam What Kind Of Man, byłam ciągle poplątana. Nie było trudno to zagrać.

VH: [Rytm filmu] podąża za strukturą muzyki – chwilami siły i słabości tej burzy. To my tworzyliśmy burzę. St. Jude bezpośrednio opisuje burzę, a jest najwolniejszą, najłagodniejszą piosenką na albumie.

FW: [Piosenka] została napisana w trakcie prawdziwej burzy. Było to zatem naprawdę interesujące, widzieć, jak te odniesienia do sztormów powracają raz za razem. I gdziekolwiek nie graliśmy, rozpętywała się burza! Naprawdę. I rzeczy, które działy się w teledyskach, zaczęły dziać się w prawdziwym życiu – gdy graliśmy w Chicago, przeszła wielka burza z piorunami. Ale, naprawdę, miało się wrażenie, że to wszystko do siebie pasuje, ponieważ gdy już go [film] robiliśmy, wiele rzeczy znalazło w końcu swoje rozwiązanie.

 

Czy [od początku] miałaś te miejsca i te sceny w głowie, czy było to coś, co przyszło potem?

FW: Niektóre z nich są oparte na prawdziwych miejsach i prawdziwych zdarzeniach.

VH: Florence opowiedziała mi wiele o swoich prawdziwych doświadczeniach, przez jakie przeszła pisząc album, m.in. o tym, że „What Kind Of Man”, „St. Jude” czy „Delilah” są oparte na prawdziwych wydarzeniach. Florence niezwykle umiejętnie bierze fragmenty swojego osobistego życia i tworzy z nich fikcję. Nie mówi: „mam złamane serce”, lecz jeśli wczytasz się w jej teksty, to wszystkie są bardzo blisko związane z jej prawdziwym życiem. Gdy zatem opowiedziała mi, co [piosenki] oznaczają i kontekst za nimi stojący, łatwo było stworzyć do tego obraz.

 

Jak długo trwa już wasz związek artystyczny?

VH: (Zaczęło się od) „Sweet Nothing” Calvina Harrisa.

FW: Ledwo co pojawiłam się w tamtym klubie dla mężyczn, a on powiedział: „OK, będziesz striptizerką. Będziesz nosiła męskie ciuchy.” Wówczas ja powiedziałam: „Dobra, jestem na to gotowa”.

 

Jak doszliście do tego, że wiedzieliście, że chcecie pracować razem, a nie z innymi reżyserami?

FW: Vincent miał pomysł na „Lover To Lover”, ostatni singiel z „Ceremonials”. Cała atmosfera „Ceremonials” była stosunkowo surowa, olbrzymia. Pod sam koniec, zaczęło to nieco ciążyć. Chciałam czegoś wyjątkowo nieokrzesanego i naturalnego (jak How Big How Blue How Beautiful), chciałam pożegnać się z tamtą erą i tamtym albumem. Vince miał pomysł na związek dwojga ludzi mieszkających pod jednym dachem, pomiędzy którymi wywiązuje się jakiś naprawdę banalny konflikt. Wiedziałam wówczas, że [Vincent] to osoba, z którą chcę pracować. Spotkaliśmy się i postanowiliśmy, że zrobimy to wszystko razem.

VH: Stało się to naszym wspólnym odkrywaniem. Nie spoczęliśmy, dopóki nie dociągnęliśmy tego do końca.

FW: Uważam, że bez tego wzajemnego zrozumienia nie bylibyśmy w stanie niczego zrobić.

VH: Myślę, że [w takim wypadku] żadne z nas nie czułoby się z tym dobrze, ale, jako że rozumieliśmy siebie nawzajem, pozwoliło nam to ukazanie rzeczy, których normalnie nie udaje się przedstawić w teledyskach.
FW: Musi istnieć zaufanie. Jeśli decydujesz się na zrobienie czegoś, co równie dobrze może ciągnąć się przez lata, musisz wiedzieć, że pracujesz z kimś, z kim będziesz chcieć dalej pracować.

 

Czy mieliście jakieś większe spięcia?

FW: Może jeśli chodzi o kamizelkę…

VH: Może dyskusje na temat mody (śmiech). Jedyny raz, kiedy Florence powiedziała mi: „nie”, to wtedy, gdy kazałem jej założyć plastikową siatkę na głowę tamtego faceta z „Delilah”. Chciałem, żeby udała, że dusi tego gościa. Popatrzyła na mnie ze wzrokiem, który mówił: „Nie będę tego robić.” Niech będzie!

FW: (śmieje się) Ja ledwo co chwilę posiedziałam z tym gościem, a przecież on i tak miał mi pozwolić ściąć jego wszystkie pieprzone włosy! I wtedy spytałam: „I co, i mam teraz jeszcze dusić tego kolesia?” Bałam się, że zrobię mu krzywdę. Robiłam to zbyt „z uczuciem”. Powiedziałeś mi wtedy, że nie można z uczuciem zakładać komuś na głowę plastikowej siatki.

 

Choreografia była istotną częścią filmu.

FW: Taniec to pierwsza rzecz, o której wiedzieliśmy, że odegra w nim [filmie] dużą rolę.

VH: [Taniec] to pasja, którą Florence rozwinęła przez ostatnich kilka lat. Zawsze co nieco tańczyła w swoich teledyskach, lecz [teraz] naprawdę chciała zrobić coś tak na poważnie z tańcem współczesnym, zainspirowanym Piną Bausch.

FW: [How Big How Blue How Beautiful] traktuje o ludzkich relacjach, a ja dużo obserwowałam tych wszystkich choreografów wyrażających tak wiele o ludzkim stanie ducha, w sposób, jakiego dotąd nie widziałam. W tańcu jest zawarte coś jak podatność. Robisz to całym swoim ciałem. Jest to w pełni fizyczne.

VH: Sama przedtem to mówiłaś: „tańca nie można oszukać”.

FW: Musisz naprawdę być w tym. Czuć to.

VH: Ważną rzeczą, której nauczył mnie taniec – jako że nigdy nie robiłem teledysków powiązanych   z tańcem – jest to, że możesz wyrażać pomysły, które w innym wypadku byłyby nieco kiczowate. Taniec daje ci wolność pełnego przeniesienia się w magiczną rzeczywistość, ponieważ i tak właśnie przełamujesz reguły liniowej narracji. Z tańcem odlatujesz naprawdę daleko w ten szalony świat ekspresji. Pozwoliło nam to na uczynienie tego filmu nieco bardziej metaforycznym.

 

W filmie wielokrotnie pojawiają się różne motywy: ciężary, dźwiganie [ciała], sobowtóry. Ile z tego było omówione przed, ale ile już w trakcie nagrywania filmu?

FW: Alter ega z pewnością [pochodzą] z roku, gdy pisałam ten album. Czułam, że istnieją dwie strony mnie, których nie do końca mogę kontrolować. Była strona, która pragnęła spokoju – oraz ta bardziej demoniczna, chaotyczna osoba, która po prostu kopała pode mną dołki. Dużo walczyłam z samą sobą.

VH: To jest zachowanie autodestrukcyjne. Każdy z nas kiedyś przez to przechodził, a myślę, że Florence przeżyła szczególnie autodestrukcyjny rok.

 

Teraz, gdy film jest już ukończony, czy czujecie się gotowi, by pozostawić cały ten świat „How Big, How Blue, How Beautiful” za sobą?

VH: Słodycz z kroplą goryczy.

FW: Tak – tworzenie go [albumu] było dla mnie bardzo oczyszczające. Gdy [tworzyliśmy] teledyski, w tym samym czasie zaczęłam się zmieniać. Spięło to dwa lata mojego życia we wspaniały sposób. To jest to, co chciałam zrobić – na nowo to wszystko stworzyć, na nowo to odzyskać, w jakiś sposób to pojąć.

VH: Ktoś zapytał: „Jeśli Florence napisze kolejny album, czy będziecie dalej to robić?” Powiedziałem coś w stylu: „Czy pomniejszyłoby to nasz obecny sukces jeśli byśmy to kontynuowali? Czy Florence powinna poszukać innego reżysera? Czy powinniśmy zrobić coś zupełnie odmiennego?”

FW: Co byłoby totalnym przeciwieństwem tego wszystkiego?

VH: Może zrobimy projekt Virtual Reality. Zrobimy animowaną Florence.

 

Tłumaczenie: Daniel Wdowicz

Komentarze

Zadaj pytanie

Imię

Adres email

Pytanie

Plik