Merc Sounds – Flo’s Machine – Wywiad z Maszyną

Źródło: Merc.com (oryginał)

Data: 21/10/2015

Merc Sounds – Flo’s Machine

Jak każdy superbohater potrzebuje wiernego druha, jak każdy kapitan potrzebuje wiernej załogi, tak też i każda Florence potrzebuje swojej Maszyny.

Niewątpliwie, frontmenka Florence Welch – znana także jako Flo – wybrała najlepszy skład ludzi do stworzenia muzycznego tła dla swojego żywiołowego głosu i poetyckich tekstów. Jej hymny połączone z potężnym brzmieniem zespołu tworzą unikalną kombinację muzyki soul, folku i punka. Skład zespołu pozostaje zmienny, jednak jego stałymi członkami pozostają Robert Ackroyd (gitara), Tom Monger (harfa), Mark Saunders (bas) i Rusty Bradshaw (pianino), a także Isabella Summers (klawisze) i Christopher Lloyd Hayden (perkusja).

Florence + the Machine są w trakcie drugiego miesiąca trasy promującej album „How Big How Blue How Beautfiul”, na początku której dali cztery koncerty na swojej rodzinnej ziemi, w Ally Pally [w Londynie – przyp. tłum.]. Mieliśmy okazję spotkać się z częścią zespołu w Merc Head Quarters, gdzie dostaliśmy specjalne wejściówki na ich koncert w tamtym kultowym miejscu w północnym Londynie.

Merc: Na samym początku, dziękujemy za czas, jaki poświęciliście, żeby z nami chwilę porozmawiać. Czy moglibyście się nam pokrótce przedstawić?

Tom: Jestem Tom, gram na harfie. Jestem z Florence + the Machine od siedmiu lat. Raz przypadkowo spotkałem Isabellę gdzieś na podziemnym parkingu i w ten sposób dostałem tę pracę.

Rusty: Mam na imię Rusty. Gram na pianinie i perkusjonaliach, trochę na gitarze; jestem z zespołem od czasu Ceremonials, ich drugiego albumu.

Mark: Nazywam się Mark, gram na basie. Gram od sześciu lat, od czasu trasy promującej pierwszy album. Znam Chrisa, perkusistę, od dawna, nie ma go teraz z nami, i to on zaprosił mnie do grania z nimi w 2009.

Rob: Jestem Rob, gram na gitarze i jestem z Florence od 2007.


Merc: Jak do tej pory idzie trasa?

Rob: Niedawno zaczęliśmy trasę po kraju [Wielkiej Brytanii] po sześciu miesiąca grania na festiwalach, więc teraz jest nieco z górki. Kiedy gra się na festiwalach, każdy dzień to inny kraj, więc teraz jesteśmy już nieco bardziej ‚ustatkowani’ i możemy się zrelaksować przed koncertami. Występy nie wywierają aż tak wielkiej presji na naszych zespołach technicznym i producenckim – oraz na nas samych. Możemy wyjść, zrobić próbę dźwięku, zobaczyć miejsce, w którym gramy, podczas gdy z festiwalami jest tak, że pojawiasz się na miejscu i swój instrument widzisz po raz pierwszy dopiero gdy wchodzisz na scenę, przed którą stoją setki tysięcy ludzi.
Merc: Szaleństwo.

Rob: Więc teraz trochę się uspokajamy, najpierw trasa po Wielkiej Brytanii, którą kończymy właśnie w Alexandra Palace, a potem sześciomiesięczne tournee po Australii i Ameryce. Potem miesiąc w Europie, Boże Narodzenie i miesiąc wolnego w styczniu, zanim zaczniemy koncertować w Ameryce Południowej.

 

Merc: Wow! I jak, wolicie grać na festiwalach czy wolicie typowo własne trasy, jak ta, którą właśnie zaczynacie?

Tom: To dwie zupełnie inne rzeczy. Jak powiedział Rob, z festiwalami jest tak, że jesteś postawiony przed dużym wyzwaniem, zwłaszcza podczas tego tournee. W zasadzie kiedy tylko wydaliśmy album, zamiast ćwiczyć poprzez grajanie na własnej trasie i na własnych koncertach, zostaliśmy rzuceni na głęboką wodę. Ale nie mamy nic przeciwko, festiwale są tylko trochę bardziej stresujące.

Mark: Widzisz, na festiwalu nie jesteś we własnym otoczeniu. Kiedy robimy trasę jako „my”, wszędzie są nasi ludzie i nasze zaopatrzenie, więc jesteśmy w znacznie wygodniejszym środowisku. Dla mnie, granie własnych koncertów jest znacznie fajniejsze.

Rob: Tak, zdecydowanie. Festiwale to zupełna egzotyka, każdy dzień to coś zupełnie innego.

Merc: To ciekawe. Jako widz wolę festiwale, ale najwidoczniej odczucia zespołu są nieco inne.

Rob: Chodzi bardziej o przeżycia, czyż nie? Na festiwalach dzieje się znacznie więcej niż tylko muzyka, podczas gdy na koncercie skupiasz się głównie na niej – pojawiasz się, dwie godziny muzyki, wychodzisz; to bardzo intensywna sytuacja.

Merc: Jeśli chodzi o nadchodzącą trasę, czy są jakieś miejsca lub miasta, na które najbardziej czekacie?

Rusty: Zagrać znowu w Hollywood Bowl. Graliśmy w Hollywood Bowl parę lat temu, teraz gramy tu ponownie – i to dwa razy; jak cudownie.

Mark: Cztery noce w Sidney Opera House w listopadzie, to będzie zabawa.

Tom: Tak, to będzie dobre.

Rusty: Ameryka Południowa, gramy na trasie festiwalu Lollapalooza, zapowiada się fajnie.

Rob: Będzie wspaniale! Granie gdziekolwiek w Ameryce to dla nas świetna zabawa. Chyba nie pomylę się mówiąc, że dla nas wszystkich ulubionym miejscem pozostaje Ameryka.

Mark: Tak właściwie, to moim ulubionym miejscem jest Nottingham.
(wszyscy się śmieją)

Rob: No dobra, to drugim po Nottingham…

Merc: Czy chodzi tu o widownię, czy o samo miejsce?

Rusty: W zasadzie, to mieszanina obu.

Mark: Chodzi też o nowe doświadczenia.

Tom: Ameryka to tak wspaniale rozległe miejsce, gdzie podróżujesz od jednej kultury do drugiej, zmienia się otoczenie, zmienia się krajobraz. To naprawdę piękne miejsce, tak fajnie jest przez nie podróżować.

Rob: Europa jest świetna, ale od dawna nie graliśmy w Ameryce i wydaje mi się, że jest to o tyle ciekawsze. Kiedy dorastałeś i chciałeś być w zespole, najprawdopodobniej wyobrażałeś sobie, że będzie to w Ameryce.

 

Merc: Co jest dla was najciekawszego w byciu muzykiem i graniu w zespole? Koncertowanie, nagrywanie albumu czy wyrażanie siebie jako artysta?

Mark: Myślę, że wszystko to ma swoje wady i zalety. Nagrywanie albumów jest naprawdę fajne; bycie w studiu i wykazywanie się kreatywnością to ciekawe doświadczenie, podczas gdy na trasie dzieje się zupełnie coś innego. Nie mam swojego faworyta, lubię każdy [z aspektów grania – przyp. tłum.] z różnych pobudek.

 

Merc: Jak odpoczywacie na trasie? Jak udaje się wam stworzyć swój własny mały świat?

Rusty: Grając co nieco w golfa.

Mark: Tak, mnóstwo golfa.

Rob: Myślę, że właśnie o to chodzi, o stworzenie własnego miejsca. Z tej racji, że jesteś przez cały czas z tymi samymi ludźmi, ważnym jest, by spróbować odnaleźć swój własny, mały świat poza tym wszystkim.

Tom: Tym razem postanowiłem korzystać jak najwięcej z otoczenia; kiedy tylko przybywam do nowego miejsca, upewniam się, że mam możliwość zwiedzenia okolicy w wolnym czasie. Mam wrażenie, że w przeszłości raczej nie wykorzystywałem tych okazji.

 

Merc: Przekierowując naszą rozmowę nieco bardziej w kierunku mody, jak ważnym dla was jest wygląd na scenie?

Rob: Cóż, ludzie zawsze chcą dobrze wyglądać, nieprawdaż? To poczucie jest nieco zwielokrotnione przez fakt, że musimy stać przed innymi i, chcąc nie chcąc, nieustannie podlegamy ocenie. Ubieramy się zatem zawsze na czarno, bo ten kolor pasuje do wszystkiego.

Mark: Chodzi w tym o mentalność osoby należącej do jakiegoś gangu. I bierzemy to całkiem serio.

 

Merc: „How Big How Blue How Beautiful” to, oczywiście, dosyć osobisty album. Jakie to uczucie być częścią tego wszystkiego? Czy wszyscy się z tym utożsamiacie?

Rob: Tak! Wszyscy naprawdę dobrze znamy Flo i to takie wspaniałe, że ona tak strasznie cierpi przez to rozstanie, a my dzięki temu możemy koncertować po całym świecie!

(wszyscy się śmieją)

Mark: Wiele z tego zawdzięczamy temu, jak beznadziejnie się czuła.

Merc: Czy macie jakieś solowe projekty lub coś innego, w co jesteście zaangażowani?

Mark: Szczątkowe zarysy tu i tam. Ale to wszystko jest bardzo absorbujące; od nagrania i wydania albumu aż po koniec związanej z nim trasy koncertowej, mija kilka intensywnych lat. Osobiście, nie mam na tyle ambicji, żeby wyjść i grać z kimś więcej, bo to [granie z Florence – przyp. tłum.] jest już dla mnie czymś wystarczająco wielkim w życiu; wiem jednak, że nie wszyscy mają tak jak ja.

Tom: Na przestrzeni ostatnich kilku lat pracowałem zarówno z innymi ludźmi, jak i działałem na własny rachunek; będąc jednak swoim największym krytykiem, mijają wieki zanim cokolwiek skończę. Ale zawsze chętnie współpracuję z innymi ludźmi. To jest właśnie to, co lubię w muzyce, że możesz przenosić się z jednego stylu na drugi oraz że możesz pracować i tworzyć coś z różnymi ludźmi; naprawdę sprawia mi to przyjemność.

Rusty: Ze mną jest tak jak powiedział Mark; gdy jesteśmy w trasie, jest naprawdę ciężko znaleźć czas na cokolwiek innego, bo non stop podróżujesz. Ostatnio byłem zajęty jako producent, o czym zresztą, chłopaki, dobrze wiecie. Robię to co tydzień, ale poza tym nie mam w tej chwili innych własnych projektów.

Rob: Pracuję z różnymi ludźmi, ale tylko wtedy, gdy mam czas. Dwa lata temu po raz pierwszy od czasu naszego pierwszego koncertu z Flo wiele lat temu mieliśmy jakąś przerwę. To był dla nas pierwszy rok, kiedy każdy mógł zająć się swoimi sprawami, zrobić sobie przerwę od koncertowania, i tak naprawdę była to pierwsza od długiego czasu okazja na cokolwiek, bo jesteśmy naprawdę ciężko pracującym zespołem.

 

Merc: Czy często robicie zatem próby?

Rusty: Robiliśmy próby przez 6 tygodni, nieprawdaż?

Rob: Tak, mniej więcej. I to ciągle trwa, każdy koncert jest też w zasadzie próbą i na każdej próbie dźwięku bawisz się drobnymi rzeczami; ciągle pojawiają się też nowe piosenki. W dyskografii mamy już tak wiele piosenek, musimy więc ciągle nad nimi pracować.

 

Merc: Czy macie jakieś plany na to, co będzie po trasie? Jakieś pomysły odnośnie tego, co może się wydarzyć?

Mark: Posiedzieć trochę w jednym miejscu.

Rob: Powrócić na nowo do społeczeństwa – albo nie, jedno z dwojga. Wydaje mi się, że to wszystko samo się jakoś dla nas ułoży.

Wywiad i zdjęcia – Eva Stamler.

Tłumaczenie: Daniel Wdowicz

It’s a hard to go at it alone. That’s why every hero needs a sidekick, every captain a crew – and every Florence a Machine.

One thing is for sure, front woman Florence Welch – aka Flo – has chosen the very best troupe to effectively set the scene for her energetic voice and poetic lyrics. Her anthems, combined with the powerful sound of the band, make for a unique and wild mix of Soul, Folk and Punk. The group performs in different line-ups but part of the consistent core ensemble are, Robert Ackroyd (guitar), Tom Monger (harp), Mark Saunders (bass) and Rusty Bradshaw (piano), together with Isabella Summers (keyboard), and Christopher Lloyd Hayden (drums).

Florence + The Machine are currently into the second month of their ‘How Big How Blue How Beautiful Odyssey’. At the beginning of which the band performed for four nights on their home turf, at Ally Pally. We were lucky enough to catch up with part of the band at Merc Head Quarters and receive special guest passes to one of their shows at the iconic north London venue.

First of all thanks for taking the time to have a chat with us. Would you mind introducing yourselves quickly?

Tom: I’m Tom, I play the harp. I have been with Florence + The Machine for seven years. I met Isabella, the keyboard player, randomly in a car park and that’s how I got the job.

Rusty: My name is Rusty. I play the piano and a few bits of percussion, a little bit of guitar, and I’ve been playing since Ceremonials, the second album.

Mark: My name is Mark, I play bass. I’ve been playing for six years, toured the first album. I knew Chris from years ago, the drummer, he’s not here today and he invited me along to play in 2009.

Rob: I’m Rob, I play the guitar and I’ve been with Flo since 2007.

How’s your current tour been going so far?

Rob: We’ve just started our domestic tours after six months of worldwide festivals so now comes the easy bit. When you’re doing festival season, every day is a different country so now we’re kind of a little bit more situated and we can relax into the gig. The shows aren’t so much stress for our crew and the production team and it’s less stress for us as well. We can go and sound check and see the room whereas with a festival you just turn up and the first time you see your instrument is when you walk on stage and there could be a hundred thousand people in front of you.

That’s crazy.

Rob: So we’re kind of sinking into it now, we’ve got the UK that we’re just finishing now, closing at Alexandra Palace and then we do six weeks in Australia and America. Then a month in Europe, then it’s Christmas and we have a month of in January before the South America tour starts.

Wow! And do you guys prefer the festival season or do you prefer the more domestic tour that’s starting now?

Tom: It’s all got a different feel to it. As Rob said, with festivals you’re kind of in at the deep end, particularly on this tour. Pretty much right after the album had come out, rather than practicing by doing a proper tour and gigging, we’ve sort of been thrown in the deep end. But I think it’s all good, festivals are just a little bit more stressful.

Mark: You’re not in your own surroundings at a festival site, you know. When we tour as one unit it’s all our guys we’ve got our own catering, you’re in you’re comfortable surroundings. I find it a much nicer place to be, in our own shows.

Rob: Yeah, definitely. The festival season is quite exotic; each day is something very different.

That’s interesting, as part of the audience I prefer festivals but as a band that feeling is obviously slightly different.

Rob: It’s more of an experience, isn’t it? Festivals are about more than just the music where at a gig there’s such a focus on – you turn up and there’s two hours of music and then you leave, it’s quite an intense situation.

With the upcoming tour dates, are there any venues or cities you’re particularly looking forward to?

Rusty: Doing the Hollywood Bowl again. We did the Hollywood Bowl a couple of years ago, now we’re doing it again – twice, which is lovely.

Mark: Four nights at Sydney Opera House coming up in November, that’ll be fun.

Tom: Yeah that’s going to be good.

Rusty: South America, we’re doing the Lollapalooza tour, which should be fun.

Rob: That’ll be great! Everywhere in America is good fun for us to play. I think I’m right in saying that everyone’s favourite place to be is America.

Mark: My favourite is Nottingham actually.

all laugh

Rob: So other than Nottingham…

Is it the audience that makes it for you guys or is it the location?

Rusty: A bit of both really.

Mark: It’s new experiences as well.

Tom: America is such an incredibly vast place and you’re going from one culture to another, you’ve got different surroundings, different terrains and it’s a beautiful place, it’s so nice to travel through.

Rob: Europe is great but we haven’t been touring America that long and it’s just that little bit more interesting I guess. Growing up, if you always wanted to be in a band, you probably visualise it being in America.

What is your favourite part of being a musician and being in a band? Is it the touring, the recording of an album, or just expressing yourself as an artist?

Mark: I think they’ve all got their pros and cons. It’s really nice recording albums, it’s a nice experience being in the studio and being creative and then it’s an entirely different thing going out on tour. So I don’t particularly have a favourite, they’re all enjoyable in their own individual ways.

How do you guys relax on tour? How do you create your own little space?

Rusty: Bit of golf.

Mark: Yeah, lots of golf.

Rob: I think that’s it, creating your own space. Because you’re with the same people all the time so it’s important to try and get your own little world away.

Tom: I’ve made the decision this time to make the most of my surroundings when I travel to a new place, make sure I actually see the place in my own time. I feel like in the past I haven’t really made the most of it in that sense.

Stirring this a bit more into the fashion direction, how important is your look for you guys on stage?

Rob: Well, you always want to look good, don’t you? That’s heightened a little bit by having to be in front of people and being kind of inadvertently scrutinised. So we all wear black on stage because you can’t really go wrong with it.

Mark: There’s a bit of gang mentality in it as well. It is taken quite seriously.

Do you dress differently on stage from how you dress in private? Or maybe even have a bit of a stage persona that you’re trying to feed into with the way you dress?

Rob: Not me. Flo, I think when she gets dressed she puts on this – it’s not really a kind of persona but she’s definitely gearing up to go and perform. I think for us it’s quite easy because we get to hide behind instruments but she has to sing and it’s all very personal. That make up she used to clad up in, the dark eye makeup, it all used to be a bit more dramatic and a bit kind of gothic, it would help her channel her character.

‘How Big How Blue How Beautiful’ is obviously quite a personal album, how does it feel being a part of that? Do you all connect to that?

Rob: Yeah! We all know Flo really well and it’s great that she suffers all this heart break and we get to go and tour the world. All off the back of it.

all laugh

Mark: A lot of it is thanks to her being miserable.

Do you guys also do any solo stuff or have any other projects you’re involved in?

Mark: Various bit and pieces. But this is kind of all encompassing – from the start of the album, recording it to touring it, it’s a few years of non-stop. For me personally, I don’t really have the ambition to go and play with anyone because this is such a big thing in my life, but I know that’s not the case for everyone.

Tom: I’ve worked with other people over the last couple of years as well and I do my own thing although I’m my own worst critic so it takes me ages to get anything finished. But I’m always up for working with different people. That’s one of the things I like about playing music, that you can go from one style to another and work and create something with different people, I really enjoy that.

Rusty: For me it’s like Mark said, when you’re on tour it’s really hard to find the time to do anything else because you’re travelling all the time. I have been busy myself with some awful production that you boys all know about, which I do every week, but other than that I don’t have any personal projects at the moment.

Rob: I work with a bunch of different people but it’s all time permitting. The first time we’ve had a break since we started playing our first show with Flo all those years ago was two years ago. That was our first year where everyone could just go off and do their own thing, have a break from touring, and that was the first opportunity any of us had really had in a long time because this is a proper working band.

Do you rehearse a lot then?

Rusty: We did 6 weeks of rehearsals, didn’t we?

Rob: Yeah, essentially. And then you’re continually in it, each gig is a rehearsal as well essentially and every sound check you get to tweak little things and there’s constantly new songs. There are so many songs in the catalogue now so you have to keep polishing up.

Do you have any plans for after the tour yet? Any ideas what might come?

Mark: Sit still for a bit.

Rob: Re-assimilate into society, or not, one of those two. I guess we’ll take it as it comes.

Words and pictures by Eva Stamler.

Komentarze

WHAT THE HELL IV - ogólnopolski oficjalny zlot fanów Florence + The MachineSZCZEGÓŁY

Zadaj pytanie

Imię

Adres email

Pytanie

Plik