Wydaje mi się, że tak jak mój mózg wyłączył się z zimna około 17stej w sobotę, tak nie zaczął poprawnie funkcjonować chyba nawet do chwili obecnej. Pamiętam, że w kolejce do wejścia trzęsłam się cała do tego stopnia, że ludzie się odwracali z intencją złośliwego skomentowania moich przepychanek, a gdy tylko orientowali się, że cała latam z emocji/chłodu/obu (nie wiem) robili wyrozumiałą minę i uznawali, że ‚spoko, nic nie szkodzi’.
Zanim Florence + The Machine weszli na scenę miałam ochotę wyjść, bo nie byłam już w stanie wytrzymać tej kumulacji – kumulacji stresu, ekscytacji, lęku, radości, generalnie kumulacji wszystkiego, co w sobie nosiłam od dobrego tygodnia. Nie można wnosić brokatu? Zabierają balony przy wejściu? WHAT. Najchętniej wyłączyłabym czas, poszła zjeść obiad, wyspać się i wziąć dwugodzinną kąpiel w jacuzzi, po czym dopiero wróciła z powrotem do obecnej sytuacji, bo zaczynała mnie ona powoli przerastać. Przez pierwsze pół koncertu bałam się, że coś się nie uda z balonami, a przez drugie, że komuś stanie się krzywda na Dog Days Are Over. Generalnie cały koncert byłam wetknięta gdzieś pomiędzy skrajną ekstazą a stanem lękowym, co miało dość dziwny efekt na moje przeżycia, chociaż gdybym mogła, powtórzyłabym to jeszcze ze sto razy, choćby kosztem własnego zdrowia fizycznego/psychicznego (skreśl odpowiednie).
To, że żadna z nas nie nabawiła się zapalenia płuc, możemy nazwać sporym sukcesem, jeśli by nie rzec – cudem. Zaraz po koncercie całe mokre, w samych cieniutkich bluzkach wyleciałyśmy z Areny jak z procy i obiegłyśmy ją dookoła w tym okropnym mrozie w poszukiwaniu wejścia do biura Atlas Areny – musiałyśmy przecież odebrać prezenty. Ada cały czas narzekała, że zaraz nie wytrzyma i musi koniecznie napić się wody, ale po napotkaniu naszego wzroku mówiącego ‚CHYBA.W.INNYM.ŻYCIU.’ bardzo słusznie uznała, że przecież ‚water is not for drinking’.
Po odebraniu prezentów zostałyśmy zaprowadzone na przed chwilą przez nas opuszczoną płytę Atlas Areny, gdzie zostałyśmy ‚przekazane’ polskiemu ochroniarzowi, który kazał nam zostawić wszystkie prezenty. Założyłam, że mają zamiar nas przetrząsnąć w poszukiwaniu wszelkiego rodzaju obiektów, którym mogłybyśmy chcieć zrobić Florence krzywdę. Ledwie zostawiłyśmy prezenty przyszła ochrona z ekipy FATM, zabrała nas i przekazała w ręce innemu ochroniarzowi zespołu. Ten uścisnął nam ręce, przedstawił się i kazał lecieć z powrotem po zostawione prezenty. Powiedział nam, że zespół niedługo się pojawi i że tym razem nie będziemy mogły robić żadnych zdjęć. ‚You don’t want anyone to take photos of you after the gym, do you? She’s been running for two hours.’ Powiedziałyśmy, że oczywiście rozumiemy i nie ma żadnego problemu na co on odparł: „She’s very excited to meet you guys” takim tonem, że mu uwierzyłam.
Sala, do której zostałyśmy wprowadzone wyglądała jak sala gimnastyczna w szkole podstawowej. Wielka, przestronna, w kącie stało kilka stołów i długich niskich ławeczek, na których się usadowiłyśmy w oczekiwaniu na zespół.
Nie pamiętam, co sobie wtedy myślałam, najprawdopodobniej nic, pamiętam tylko, że w którymś momencie stojąca do mnie przodem Michalina rzuciła okiem na prawo, na co wszystkie automatycznie się odwróciłyśmy. To był Tom. Cały uhahany, wparował pierwszy do sali, od razu zaczął się z nami witać pytając o nasze imiona i przez chwilę staliśmy tak razem śmiejąc się z tego, że wyglądał jakby zwymiotował na jego jednorożec. Miał dosłownie całe złote włosy i wydawał się być z tego faktu bardzo zadowolony. Powiedział, że to było niesamowite i że nie mógł ogarnąć tego, co się wyprawiało podczas koncertu. My chyba nie mówiłyśmy nic, w każdym razie niewiele. Klasycznie przegapiłam moment, w którym Florence weszła do sali, pamiętam tylko, że rzuciła mi się w oczy jej bladoniebieskość, jakkolwiek to nie zabrzmi. Miała na sobie strój sceniczny, niebieski wianek i nie założyła butów. Z tego wszystkiego cały czas wydawało mi się potem, że ma niebieskie oczy.
Anyways, Flo weszła u boku Roba, a za nimi Isa, Chris i dwie dziewczyny z sekcji dętej. Pierwsza do Flo dopadła Michalina, ja chyba byłam zaraz po niej, ale głowy nie dam. W objęcia Roba rzuciłam się w podskokach jak skończona idiotka, ale zachował się bardzo w porządku udając, że to całkiem normalne. Potem zobaczyłam Isę, która, cała na czarno z tak głębokim przedziałkiem, że włosy opadały jej na trzy czwarte twarzy, wyglądała jak typowa dżaga. Oczywiście krzyczała coś w stylu YOOOO! Była taka malutka, że musiałam zgiąć się w pół, by ją przytulić. Na samym końcu podeszłam do dziewczyn od trąbek, które stały niepewnie z boku, z rozbawieniem obserwując scenę witania się z zespołem i gdy podeszłam do nich z zamiarem przywitania się, szczerze się zdziwiły. Jedna z nich przytuliła mnie tak mocno, że zatrzeszczały mi wszystkie żebra, co było tak ciepłe i kochane, że zachciało mi się beczeć.
Po chwili wróciłam do Flo, bo ochroniarz najwyraźniej już zdążył się zestresować naszą wylewnością i marzył tylko o tym, byśmy już przeszły do rzeczy. Flo od razu rzuciła się na czapki (Nie wiem dla czego, ale odniosłam wrażenie, że zrobiła to w sposób świadczący o tym, że już o nich wiedziała? A może po prostu zobaczyła je podczas gdy ja witałam się z resztą.) Powstrzymałyśmy ją, by jej powiedzieć, że wszystkie ubrania, które wyleciały w powietrze podczas Dog Days Are Over zostaną przekazane na rzecz dzieci z fundacji Happy Kids. Flo spoważniała na chwilę, zrobiła wielkie oczy i powiedziała, że to niesamowite i bardzo się z tego cieszy. Po chwili już miała w rękach wszystkie czapki i leciała przez pół sali do Izki, by pokazać jej logo Roadwhores umieszczone nad daszkami. Wszystkie obecne Roadwhores i Road Gigolos zareagowali salwą śmiechu i od razu zaczęli pakować je sobie na głowy, a przez resztę spotkania większość z nie przestała się w nich wygłupiać.
Wtedy powiedziałyśmy Florence, jak bardzo się cieszymy, że znowu zgodziła się na to, by się z nami spotkać, mimo że na pewno ma mnóstwo na głowie, na co ona rozpromieniła się i krzyknęła ‚OF COURSE! Of course I want to meet with you guys!’ Nie pamiętam teraz dokładnie słów wszystkich obecnych, bo każdy zaczął mówić jeden przez drugiego. My – że koncert był niesamowity i bardzo im dziękujemy, a oni – że koncert był niesamowity i bardzo nam dziękują. Padło wtedy tyle wspaniałych słów, że nie jestem w stanie ich wszystkich przytoczyć. W tym momencie zebrali się wokół nas wszyscy, gdzieś z tyłu stał nawet management i wszyscy wydawali się być maksymalnie przejęci tym, co się działo. Teraz może po jednym zdaniu od każdego, które udało mi się spamiętać. Flo powiedziała, że jesteśmy jedynym miejscem na świecie, gdzie spotykają się z tak niesamowicie ciepłym przyjęciem, tylko tu są zasypywani masą prezentów i tylko tu wyprawiają się takie rzeczy, które sprawiają, że oni nie mogą się pozbierać. ‚It’s like…everytime we go to Poland it’s like (w tym momencie podniosła rękę do góry w geście mema Freddy Mercury) YEEEEEAAAAAH POOOOOLAAAAAAAAAAAAAAND!” na co Isa zaczęła jej wtórować i wszyscy się roześmiali potakując. Tom stał nieco z boku i ciągle mówił mniej więcej podobne rzeczy, Chris spoważniał i rzekł, że ma wielki szacun dla naszej pracy, bo efekty są niesamowite, natomiast Rob… No cóż,Rob po prostu się PRZEJĄŁ. Nie można inaczej opisać jego zachowania. Rob był taki przejęty, że prawie wyszedł z siebie i, siedząc na stole nieco z tyłu, powiedział: „Ale guys, my podróżujemy po całym świecie, niemal codziennie mamy koncert, ale tylko tutaj, tylko Wy, robicie coś takiego. To jest niezwykłe.”Flo cały czas potakiwała, ale nie mogłam się skupić na tym co mówi. Potem Rob usiłując zwrócić na siebie całą naszą uwagę spytał: ‚BUT WHY?’. Przez chwilę zastanawiałam się nad tym pytaniem, ale doszłam do wniosku, że odpowiedź to nie takie hop-siup, a teraz to na pewno nienajlepszy moment na jej analizowanie, bo warunki, mówiąc delikatnie, nie sprzyjały prawidłowym procesom myślenia. Obawiam się, że biedny Rob został zignorowany, bo cała ekipa z Flo na czele ponownie zebrała się przy prezentach. Ustawili się w łuku i wyraźnie czekali na nasz ruch, co osobiście odebrałam jako co najmniej dziwne, bo z reguły Flo przejmuje inicjatywę rujnując nasze plany dotyczące kolejności wręczania prezentu na samym wejściu.
Muszę przyznać, że tym razem uznałyśmy, że na pewno znowu tak zrobi, więc żadnego planu i żadnej kolejności nie było. Trochę nie ogarniałyśmy, przez co spędziłyśmy parę sekund gapiąc się razem z nimi na prezenty, przez co wszyscy mieli z nas serdeczną bekę. Padło na winyle. Flo stała akurat koło mnie, więc to ja wzięłam torbę i zaczęłam wyciągać z niej zawartość. Pierwszy był album Sorry Boys, polskiego zespołu, który poprosił nas, byśmy przekazali Flo winyl od nich. Gdy Flo to usłyszała podjarała się zdecydowanie bardziej, niż ją o to podejrzewałam, więc byłam dość zaskoczona. Ogólnie uśmiech nie schodził jej z twarzy i, co najgorsze, nie wiadomo dlaczego uznała, że dobrym pomysłem jest nawiązywanie z nami kontaktu wzrokowego, co nie miało miejsca podczas poprzednich spotkań i co nieco nas zrujnowało, ponieważ w momencie kiedy ona zaczynała się patrzeć, my przestawałyśmy mówić. Tak czy inaczej, kolejny winyl tez był dla niej – BAJM. Zauważyłam, że w momencie wręczania jej Bajmu, któraś z nas śmiechła gdzieś w tle. Kolejny również był dla niej – Ewa Demarczyk. Flo już pakowała ręce do torby, by wyciągnąć kolejny winyl, ale powiedziałam, że już starczy tyle dobrego i następny nie jest dla niej. Zaśmiała się i spojrzała na Roba, który też się zaśmiał i powiedział coś w stylu ‚No, nie wszystko jest dla Ciebie!’. Wzięłam zatem album Anny Jantar i powiedziałam, że ten tutaj jest dla Isy, na co mur stojący za mną rozstąpił się ukazując Izkę siedzącą na krześle z tyłu, z czapką Roadwhores założoną tyłem na przód. Flo się ucieszyła i coś powiedziała, a Iza wzięła album i mur z ludzi znowu się scalił. Chris w tym czasie chodził dookoła grzmiąc ‚ROAD GIGILOOOOOOOS. ROOAAAAD GIGOLOOOS!’
Kolejne dwa winyle były dla Roba. Gdy wręczałam mu pierwszy z nich widocznie nie ogarnął i zrobił wielkie oczy. Gdy dostał drugi spytał się, czy to na pewno dla niego. Przytaknęłyśmy, na co on zrobił jeszcze większe oczy i postanowił jeszcze raz się upewnić. Ponowiłyśmy przytaknięcie. Zostawiłyśmy go potem stojącego w głębokim szoku (Flo chyba miała bekę) i sięgnęłyśmy po książki. Pierwszą z nich była Lalka Prusa. Flo powiedziała coś, gdy tylko dostała ją do ręki, ale oczywiście nie pamiętam co. Chyba dotyczyło to jej grubości, bo cieńka to ta Lalka nie jest. Powiedziałyśmy ze śmiechem, że każdy w polskim liceum musi to przeczytać, na co Flo i ktoś obok niej zaczęli się śmiać. Potem do jej rąk dostał się tomik poezji Haliny Poświatowskiej. Flo rozdziawiła usta i powiedziała, że to absolutnie wspaniale, że dajemy jej poezję, po czym otworzyła tomik na przypadkowej stronie i zaczęła się przyglądać. Zauważyła, że wiersze z jednej strony są po polsku, a z drugiej znajduje się ich angielskie tłumaczenie, więc powiedziałyśmy, że jak będzie chciała, to może się nauczyć polskiego przy pomocy Poświatowskiej, na co ona znowu zaczęła się śmiać. Potem rzuciła okiem na wiersz widniejący na prawej stronie i zamarła: ‚GUYS YOU WON’T BELIEVE IT!’ Okazało się, że jej wzrok padł na przypadkowa linijkę w wieszu, która brzmiała ‚beast of a burden’. ‚To jest niesamowite, że tak przypadkowo wpadłam na zwrot, którego użyłam w jednej ze swoich piosenek’ Flo uśmiechała się, ale wydawała się być tym dość zszokowana. Ada skomentowała, że pewnie zainspirowała się Poświatowską sama o tym nie wiedząc, a ona powiedziała, że w sumie to czemu nie. Jeszcze przez chwilę czytała wiersz, a potem przyszła kolej na Roba, który dostał od nas książkę o reżyserii. Oboje spojrzeli się na nią, jakby do końca nie skumali o co nam chodzi, a wtedy ja powiedziałam, że czytałyśmy, że kiedyś chciał być reżyserem, na co Robowi rozbłysły oczy, a Flo zrobiła minę pod tytułem ‚o.O’ i powiedziała coś w stylu ‚uuuu Rob zobacz co masz’. W tym momencie Rob zniknął zafascynowany faktem, że dostał od nas coś na własność i zostałyśmy same z Flo, i całą bandą obserwatorów. W tym samym momencie zza jej pleców wystawił głowę ochroniarz, który powiedział, że nasza ciężka praca jest niesamowita i to co robimy jest niezwykłe i cały zespół bardzo to docenia. Chciałam mu coś odpowiedzieć, ale mój głos zabłądził gdzieś po drodze do wyjścia.
Wtedy chyba pokazałyśmy im kosz ze słodyczami i wyjaśniłyśmy, że to tradycyjne polskie słodycze. Flo wzięła do ręki chałwę i Michaszki i uznała, że to z orzechami na pewno będzie smaczne. Potem kosz poszedł w ręce reszty zespołu, a Chris otworzył krakersy i zaczął je szamać do wina chwaląc je, gdy spytałyśmy, czy dobre.
Uznałyśmy, że czas na przekazanie listów. Flo wzięła torbę z entuzjazmem i wyjęła z niej całą stertę kopert, z których zaczął się wysypywać brokat. Chyba zapomniałam o tym wspomnieć, ale Florence miała CAŁĄ twarz upapraną brokatem. Całą. Rob natomiast musiał wziąć prysznic specjalnie zaraz po koncercie, bo na jego twarzy nie było śladu po brokatowej szajbie Flo. Biorąc pod uwagę, że od końca koncertu do rozpoczęcia spotkania minęło max 15minut, troszkę beka z Roba, ale jak bardzo to jest urocze? Wracając do listów – Flo wzięła je i akurat padło na kupkę przeznaczoną dla Roadwhores, na co krzyknęła z radości i podleciała do dziewczyn zaczynając im je rozdawać. Powiedziałam, że jest nawet jeden dla Arlo na co Flo zrobiła klasycznie minę ‚o.O’ po czym wybuchnęła śmiechem i powiedziała o tym Chrisowi, który chyba nadal cisnął bekę z tych czapek razem z resztą ekipy. Ochroniarz w tym czasie sortował resztę listów, w którymś momencie zapytał nawet dla kogo są te niepodpisane, na co ja podleciałam do niego mówiąc, że niepodpisane są dla Flo, a potem śmiechłam hardo zdając sobie sprawę z komizmu sytuacji.
Wtedy też z torby z książkami wyjęłyśmy niebieski balon i wręczyłyśmy go Flo, a ona położyła go na stole jeszcze raz powtarzając, że akcja z balonami to był sztos. Wtedy ja zauważyłam, że w innej torbie ukrył się jeszcze biały i uznałam, że skoro Isa tak sobie sama siedzi w kącie, to niech chociaż ma balona. Podeszłam do niej i powiedziałam, że może go sobie nadmuchać, co było tak idiotyczne, że aż nas rozbawiło, ale szybko zwiałam, żeby bekę ze mnie cisnęła beze mnie.
Po rozdaniu listów i balona wszyscy po raz kolejny stanęli w łuku dookoła reszty prezentów i Flo już się zabierała za skórzany box, na co ja powiedziałam ‚No, no, no, not that one, that’s the best one. You have to wait for it.’ Flo opuściła ręce i uśmiechnęła się przepraszająco, a Rob zaśmiał się ‚YES FLO, WAIT.”
Wyciągnęłyśmy kimono, przygotowane własnoręcznie przez jednego z fanów. Wyjaśniłyśmy, że jest ono inspirowane Which Witch, na co Flo prawie podskoczyła. Korzystając z okazji powiedziałyśmy, że bardzo, bardzo, bardzo dziękujemy za zaśpiewanie specjalnie dla nas tego utworu, a ona jakby przygasła i, zajęta wyjmowaniem kimono, rzuciła nam szybkie spojrzenie ze słowami ‚Yeah, that. I really hope you guys liked it.’ Wtedy ja wypaliłam, że oczywiście, przecież wszyscy ją kochają, bo to najlepsza piosenka na albumie i dosłownie wszyscy wybuchnęli wtedy śmiechem.
Flo wskoczyła w kimono i zaczęła się nam w nim prezentować z każdej strony, co spotkało się z wiwatem ze strony Izki i skończyło na tym, że wszystkie klaskałyśmy krzycząc ‚WOAH’, co z perspektywy czasu jest nieco dziwne.
Wreszcie przyszedł czas na boxa i Flo mega podekscytowana czekała (!) aż same jej go zaprezentujemy. Wzięłam go zatem i zaczęłyśmy tłumaczyć, że to w 100% handmade ze skóry i że robiła go ta sama dziewczyna, która zajmowała się albumem, który Flo dostała na OWF. Flo udała, że pamięta o co chodzi, ale zrobiła minę, mówiącą mi, że tak naprawdę nie ma pojęcia o czym mowa. Pewnie wtedy nie pamiętała i teraz ma wyrzuty sumienia. Wtedy znikąd pojawił się Rob i górując nad wszystkimi zapytał, że jak to. My zapytałyśmy, że jak to jak to, a on chciał się dowiedzieć, czy to wszystko praca jednej osoby. Powiedziałyśmy, że tak, więc on przejął się jeszcze bardziej, co wydawało się niemożliwe i patrzył przez chwilę na boksa jak zaczarowany, po czym znowu wrócił do przeglądania swoich prezentów. No słodziak. Pokazałyśmy Flo, że zarówno na wieku, jak i w środku znajduje się grawer, na co zrobiła coś w stylu ‚łaaaaa cool”.
Na pierwszy ogień poszły prace. Gdy Flo się dowiedziała, że też były inspirowane Which Witch znowu się podjarała i zaczęła je przeglądać. Pamiętam, że byłam zaskoczona z jaką uwagą przyglądała się każdej i jak delikatnie je zabierała. Przejrzała tylko kilka, po czym poleciała do Izki, żeby jej pokazać jedną, która szczególnie jej się spodobała. Zdjęcie przedstawiało kobietę paloną na stosie, której tłum robił zdjęcia telefonami. Iza tez zrobiła wielkie oczy i krzyknęła ‚OMG FLO IT’S YOU IT’S YOU’ i przez chwile obie fangirlowały. W tym czasie skitrałyśmy przed nią resztę prac przerażone, że może chce je wszystkie przy nas przeglądać, a przecież nie było na to czasu.
Wtedy chyba weszło trochę więcej ludzi i Flo przedstawiła ich nam mówiąc, że to są ludzie odpowiedzialni za to, by scena wyglądała pięknie podczas występu. Powitałyśmy ich z nieco przesadzonym entuzjazmem, biorąc pod uwagę, że nie miałyśmy zielonego pojęcia kim są, ani czym tak naprawdę się zajmują. Chyba nawet ktoś klasnął, ale mam nadzieję, że nie byłam to ja.
Kolejna była relacja ze zlotu, którą stworzyła Magda. Była naprawdę przepiękna, pełna zdjęć, opisów i Waszych wrażeń. Zapytałam, czy Flo pamięta nasz flashmob, bo on powstał właśnie na tym spotkaniu. Ta akurat zatrzymała się na kartce z kadrem z filmiku i wciąż patrząc się na nią powiedziała ‚Yes, I remember, we’ve all seen this. We were soooo. Touched.’ Flo mega się ucieszyła, gdy się dowiedziała o imprezie i zaczęła przeglądać resztę książki kartka po kartce, co z kolei strasznie ucieszyło mnie, bo spodziewałam się, że to jej nie zainteresuje. Powiedziałam, że wszystkie outfity na imprezie były inspirowane nią, na co krzyknęła ‚OMG NO WAYYYY THAT IS AMAZING’. Podpowiadałyśmy jej kto się przebrał za kogo. ‚OHH DRUMMING SONG THATS RIGHT!’ ‚YES THAT IS GAAATSBY YES!’ ‚RABBIT HEART I KNOW!’. W którymś momencie na zdjęciu z parkietu zauważyła rudą dziewczynę w długiej sukni tańczącą tyłem i krzyknęła ‚LOOK THIS IS ME’!
Powiedziałyśmy, ze jeden chłopak przebrał się za Roba na Bestivalu 2009, na co Flo zaczęła kartkować całą książkę w poszukiwaniu zdjęcia. Gdy je znalazła cicho krzyknęła cała uradowana i zaczęła wołać Roba „ROOOOB COME HERE CHECK THIS OUT THIS IS AMAZING! Rob niechętnie odkleił się od prezentów i podszedł do nas, by podjarać się, gdy zobaczył swój strój z Bestivalu. Flo przeczytała, że owy chłopak wygrał konkurs na najlepszy outfit i prawie zaczęła klaskać (dobrze, że tego nie zrobiła, w końcu to ona trzymała książkę), a ja powiedziałam, że nagrodą był LOVE magazine, ale nikt mnie nie słuchał. Powiedziałyśmy, że gdzieś tam jest wspólne zdjęcie Flo z Bestivalu 2012 i Roba z Bestivalu 2009, na co Flo ucieszyła się razy milion i od razu znalazła zdjęcie, rechocząc się z nas wszystkich. Ogólnie miała z nas taką serdeczną, podjaraną bekę i chyba nie do końca mogła uwierzyć własnym oczom. Powiedziała, że to niesamowite, co wyprawiamy. W międzyczasie wpadła jeszcze na nasze wspólne adminkowe zdjęcie z WTH i powiedziała ‚That’s you! So beautiful guys…’ i wtedy to ja się podjarałam sto razy bardziej od niej.
Nie wiem w którym momencie Flo zobaczyła kolejne zdjęcie z parkietu, a na nim chłopaka tańczącego w rozpiętej białej koszuli i włosach w całkowitym chaosie i mruknęła ‚Rob, this is the real you.’ Oprócz tego cały zespół dosłownie zwył z przebrania Ady (Ada przebrała się za managerkę Flo) i Flo pokazywała to zdjęcie wszystkim, nawet tym ludziom od sceny, którzy nie wiadomo dlaczego też postanowili wpaść i każdy miał minę pod tytułem ‚LOL O.o BEKA’. Ja z kolei miałam bekę, gdy Flo przeglądając książkę zatrzymała się na zdjęciu z fotobudki przedstawiającym dwie dziewczyny stojące z profilu twarzą do siebie z dłońmi na ustach w geście HBHBHB. Flo krzyknęła ‚WOAA THAT’S THE MOVE’ takim tonem, jakbyśmy widziały to po raz pierwszy gdy odparłyśmy, że yes, przecież wiemy zrobiła minę o.O, na co my zrobiłyśmy minę o.O a ja pomyślałam: ‚Serio Flo, to jest w każdym teledysku, a Ty myślisz, że nie wiemy o co kaman?’ Gdzie ona żyje to ja nie wiem :D
Na samym końcu były fotki z backstage’u wydarzenia i Flo miała bekę ze zdjęcia auta wypakowanego po sam dach słodyczami ‚HAHA THIS’.
Wszystkim cały czas wydawało się, że to już koniec, a tymczasem my non stop powtarzałyśmy, że jeszcze coś i jeszcze coś, na co oni reagowali czymś podobnym do mieszanki beki, szacunku i zachwytu, co wyglądało dość śmiesznie przez co i my miałyśmy bekę z siebie. Flo odkładała relacje i gdy zobaczyła jak otwieramy drugie dno pudełka zaczęła się śmiać. Z pudła wyjęłyśmy The Witchcraft Tales Of Poland i zaczęłyśmy opowiadać, że jest to książeczka przygotowana i zrobiona ręcznie przez nas specjalnie dla niej, bo wiemy że interesuje się takimi rzeczami. Ja patrzyłam wtedy na pudło, więc na szczęście mi to umknęło, ale podobno wtedy Flo zrobiła taką minę jakby miała się zaraz rozpłakać. Dzięki Bogu dała radę, zapobiegając tym samym zbiorowym płaczkom i wzięła od nas książkę, przeglądając ją pobieżnie. Głęboko wzruszona powiedziała, że to jest po prostu wspaniałe i że nie wie jak nam dziękować. Jeszcze przez chwilę przeglądała obrazki coś tam komentując, ale nic nie udało mi się zapamiętać.
W boxie było jeszcze jakieś pół kilo brokatu, na co Flo zrobiła udawaną przerażoną minę i powiedziała, że te zapasy to poważna sprawa.
Gdy Flo dostała pocztówki zareagowała z takim entuzjazmem, że znowu się zdziwiłam. OH MY GOD I L-O-V-E POSTCARDS! Ktoś powiedział, że to pocztówki przedstawiające polskie kościoły, na co ona zrobiła olbrzymie oczy i rozdziawiła usta z zachwytu. Dodałyśmy, że z tyłu każdej z nich jest opis/legenda związana z daną budowlą. Flo odwróciła trzymają pocztówkę i miała niezłą bekę, gdy okazało się, że nic tam nie ma. ‚YY, no może nie na każdej’ powiedziała Michalina i Flo zwyła jeszcze bardziej.
Potem wręczyłyśmy jej małe zawiniątko wyjęte z pudła. Spytała, czy może je przy nas otworzyć, na co powiedziałyśmy, że oczywiście i że ten przedmiot ma jej przynosić szczęście, i przypominać o Polsce. Zaintrygowana rozwinęła papier i wyjęła z niego podkowę. Tak się nią podjarała, że zaczęła chodzić dookoła i wszystkim ją pokazywać. Dosłownie wszyscy zignorowali jej uciechę z dość dziwną miną na twarzach, więc wróciła do nas i zaczęła cieszyć się z nami.
Po chwili jeszcze trzymając podkowę spytała ‚You want a picture guys?”. Szczerze mówiąc zamurowało nas na chwilę, bo nastawiałyśmy się, że żadnych zdjęć nie będzie, a tymczasem Flo sama wyszła z taką propozycją. Uznałam, że takiej szansy zmarnować nie można, więc zapytałam co powie na selfie. Flo zgodziła się z entuzjazmem, na co ochroniarz, który 10 minut wcześniej ostrzegał nas, że zdjęć nie będzie, zaproponował, że może on nam zrobi najpierw grupowe z daleka, a potem my sobie strzelimy selfiacza. Tym razem to my zareagowałyśmy ‚o.O’. Postanowiłyśmy, że jak już robimy zdjęcie grupowe, to musi być na nim każdy, chociaż Maszyna średnio się do tego paliła. Ale gdy zawołałyśmy ‚COME ON GUYS COME, COME’ wszyscy podeszli chyba mając z nas bekę. Wszyscy oprócz Roba, który z namaszczeniem przeglądał relacje ze zlotu siedząc przy stole. Widząc to Flo zrobiła minę po tytułem ‚cały Rob’, po czym zawołała go tonem nauczycielki wołającej ucznia do tablicy. Rob przyszedł niechętnie; już po chwili Flo zaczęła pozować z bananem na twarzy i podkową w dłoniach, a ochroniarz robił nam zdjęcia zza stołu. Nie wiem, co się z nimi stało, bo na telefonie ich nie ma. A szkoda, bo ta podkowa na w centrum musiała wyglądać epicko, tym bardziej, że wszystkie robiłyśmy dość debilne pozy. Gdy skończył, chciał podać nam telefon, na co zerwałam się ja chcąc utrzymać swój status królowej selfie. Wyprzedziła mnie Flo, która dosłownie niemal wyrwała mu telefon z ręki i z miejsca zaczęła ustawiać się do zdjęcia. Uznałam, że właśnie ma miejsce najbardziej epicka chwila mojego życia i przystałam na taki rozwój sytuacji bez żadnych protestów. Nie potrafię opisać jak niesamowicie robiło się zdjęcia z Florence, widząc jej twarz na ekranie i śmiejąc się po cichu z faktu, że zamiast zrobić to zdjęcie jedną ręką z jednej strony trzyma telefon obiema i zasłania rękawami połowę kadru. Robiłyśmy totalnie głupie miny, zamiast opanować się i ogarnąć twarz chociaż na chwilę, a Flo wydawała się tym faktem zachwycona.
Po zrobieniu fotek wyczaiłam Roba w kącie, do którego wrócił zaraz po wspólnym zdjęciu i węsząc szansę swojego życia zabrałam Adzie telefon, i podleciałam do niego prosząc o selfie. Zgodził się od razu, a ja zapytałam, czy możemy się przytulić i wyciągnęłam rękę. On chyba zrozumiał, że chcę mu ją przewiesić przez kark i zgiął się w pół, bym mogła go dosięgnąć. Zaśmialiśmy się i uznaliśmy, że chyba jest trochę za wysoki, więc to on położył rękę na moim ramieniu, a ja sobie odpuściłam dla dobra zdjęcia. Po chwili krzyknęłam, że czas na duckface, na co Chris śmiechnął, a Rob zrobił najsłodszą minę na świecie. Po zdjęciu, gdy Rob się odwrócił zrobiłam klasyczny gest ‘fuck yeah’, na co z kolei śmiechła Michalina.
Nie wiem co się potem działo, następne co pamiętam to kolejne zdjęcie na tle kurtyny, które znowu robił ochroniarz. Po zrobieniu jednego uznał, że tło jest brzydkie i mamy się posunąć w lewo, na co wszyscy zaczęli się z niego śmiać, ale grzecznie przedreptaliśmy w lewo. W tym momencie Flo krzyknęła ROAD GIGOLOOOS i uniosła rękę do góry, na co wszyscy zaczęli się śmiać, a my zrobiłyśmy to samo.
Wtedy zaczęliśmy się żegnać po raz pierwszy i powiedziałyśmy ‚see you soon’. Flo odparła, że tak tak, na pewno zobaczymy się bardzo niedługo, już oni się postarają. My na to, że owszem, zobaczymy się niedługo i nawet wiemy kiedy, bo już w tym czerwcu na Open’erze, na co Flo krzyknęła, że wspaniale a Izka powiedziała, że faktycznie, przecież jeszcze jest Open’er i jak Flo mogła nie wiedzieć. Korzystając z okazji zagadałyśmy, że właściwie to see you tomorrow, bo jedziemy na koncert do Berlina. Flo zrobiła rozbawioną minę i jakoś skomentowała, ale nie pamiętam jak. Spytała też, czy jedziemy wszystkie, a Ada wtrąciła, że nie, część z nas idzie jednak spać. Flo zaczęła się śmiać. Po raz kolejny wszyscy powiedzieli, że to było niesamowite, Chris uznał, że był to najlepszy koncert trasy i wszyscy się z nim zgodzili. Znowu powtórzyłyśmy, że w takim razie do Open’era, kupimy im jakieś prezenty, żeby im smutno nie było. Flo z Izką wybuchnęły śmiechem i powiedziały, że tak, koniecznie prezenty, bo przecież jak to Polska bez prezentów. Cały czas cisnęli bekę z ilość prezentów walających się po całym pokoju. Znowu ktoś powiedział, że koncert był zajebisty, a Flo dodała, że super było się spotkać. Wtedy dołączył Rob, który nie ogarnął i gdy się dowiedział, że będziemy w Berlinie zapytał niepewnie ‚Will there be more presents?’. WSZYSCY ŚMIECHLI, co nie przeszkodziło im w spojrzeniu się na nas z czymś w stylu zaciekawionego niepokoju. Powiedziałyśmy, że nie, że już im wystarczy i że Berlin to nie Polska, na co on przytaknął, że w sumie to racja. Mimo, że już byliśmy w sumie pożegnani, rozmowy nadal zaczęły się kleić i ostatecznie sobie nie poszli.
Potem znowu nie wiem gdzie byłam i co robiłam, wydaje mi się że po raz kolejny słuchałyśmy przejętego na maksa Roba, który najwyraźniej postawił sobie za cel uświadomienie nam, jak bardzo zespół to wszystko docenia i mimo że każdy ma teraz bekę to tak naprawdę w głębi serca wszyscy są poruszeni. Pamiętam, że zadał nam jakieś ważne pytanie, którego nie dosłyszałam, ale ponieważ Michalina powiedziała, że tak, ja zawtórowałam i przybiłam mu piątkę. Potem się dowiedziałam, że Michaśka również nie miała pojęcia o co pytał i odparła jedyne, co jej do głowy przyszło. Pozostaje mieć nadzieję, że nie było to pytanie otwarte.
Gdy podeszłyśmy do reszty dziewczyn Flo podpisywała autografy. Jedno z podpisywanych przez nią zdjęć przedstawiało ujęcie z CLMF. Powiedziałam jej to, na co ona spojrzała się na nie przez chwilę i wypaliła ‚THAT’S ROB’. Przyjrzałam się zdjęciu i faktycznie zobaczyłam Roba ukrytego gdzieś w cieniu. Chyba mimowolnie wszystkie zrobiłyśmy ‚o.O’. Ktoś poprosił, by Flo dorysowała coś Robowi, w nadziei, że będą to rogi albo lasery z oczu, natomiast ona musiała zrozumieć, że ma narysować coś dla Roba, bo nabazgrała serduszko, które jeszcze potem poprawiła. Potem Ada dała jej Lungs z do podpisania z tekstem ‘O, a to Twoja pierwsza płyta’, co dość rozbawiło Flo i odparła ‘Really? Never heard of it.” „Not a bad one” dodałam i wszyscy śmiechłyśmy z bezsensowności tych sucharów. Takie z nas śmieszki.
Być może coś jeszcze było potem, ale absolutnie nic już nie pamiętam, pamiętam tylko, że znów zaczęliśmy się żegnać i nagle znalazłam się koło Flo, która zabrała ze sobą parę książek. Powiedziałam, że może zapakuję resztę do boxa, żeby nie musiała tyle nosić, a ona zrobiła zdziwioną minę (o.O) i powiedziała, że przecież ochrona wszystko weźmie, na co ja zrobiłam o.O i powiedziałam, że jasne. Głupia ja. Pożegnałam się z nią, powiedziałam, że kocham to, że przyszła w wianku i że w ogóle przyszła, a ona znowu powiedziała ‚of course, thankyou so much!’ i przytuliłyśmy się na pożegnanie, a ja musiałam jej znowu przypomnieć, że see you na Open’erze.
W którymś momencie żegnając się ze wszystkimi znalazłam się przed Isą, która już zaczęła wychodzić, ale zawahała się, gdy mnie zobaczyła. Przez sekundę patrzyłyśmy się tak na siebie, po czym ona zrobiła rozczuloną minę i rozłożyła ręce, więc przytuliłyśmy się na pożegnanie, co było takie urocze z jej strony, że aż się zdziwiłam.
Tym razem wszyscy naprawdę poszli machając nam i krzycząc ‚SEE YOU VERY SOON!’
Podsumowując chciałabym tylko powiedzieć, że tym razem było zupełnie inaczej. Na OWF Flo była widocznie przygaszona, w jej wzroku był cały czas dziwny smutek i mimo, że bardzo chciała, byśmy tego nie wyczuły, w jej zachowaniu dało się wyczuć coś wymuszonego, szczególnie na początku. Wydaje mi się, że była nieco spięta, jakby czuła jakąś presję związaną ze spotkaniem z nami. Śmiała się trochę nerwowo i starała się zawsze mieć kogoś ze swoich przy boku. Tym razem po prostu promieniała. Wydawała się szczęśliwa, rozluźniona, absolutnie niezwykle było to, że nie traktowała nas z góry, ani z dystansem, podeszła do nas zupełnie naturalnie, jak do swoich właśnie i nie czuć było w niej żadnego spięcia. Rozmawiała z nami sam na sam. Tym razem naprawdę słuchała tego, co mamy do powiedzenia. Nigdy nie zapomnę momentów, gdy patrzyła mi oczy kiwając z powagą głową słuchając moich słów, dziękując nam za akcje. Było w niej tyle swobody i tyle czystej radości, i wydawało się, że wszystkie je słowa płyną prosto z serca. Była wyraźnie wzruszona wszystkimi prezentami, każdy doceniała osobno i chciała nam to pokazać. Nie jestem w stanie wyrazić słowami ile śmiechu było na tym backstage’u i jak bardzo to było niewymuszone. Widać było, że każdy bardzo się starał, byśmy zdały sobie sprawę jak wiele dla nich znaczy to, co robimy. Florence naprawdę kocha Polskę i ma ona osobne miejsce w jej sercu, a cały zespół jest pod mega wielkim wrażeniem tego, co tu się wyprawia, gdy nas odwiedzają. Zachowywali się trochę tak, jakby właśnie odkryli, że mają fanów i byli tym faktem tak ucieszeni, że przez całe spotkanie szeroki uśmiech nie zszedł nikomu z twarzy. Polska publika jest bez wątpienia ich ulubioną, a koncert w Łodzi był przez nich po prostu wyczekiwany, bo wiedzieli, że będzie tak różny od pozostałych. Jak bardzo surrealistycznie to nie brzmi, tak po prostu jest.
Aleksandra Mielec