Dowiedziałam się o Janis ze zbioru artykułów o piosenkarkach bluesowych. Była tam razem z Ettą James i Billie Holiday. Janis była fascynującą osobą, która połączyła psychodeliczny blues z muzyką soulową. Mimo, że sama była częścią tego całego psychodelicznego ruchu, nie bała się być sobą na scenie. Była tak niepohamowana, tak wolna. Jej występy były surowe, potrafiła całkowicie otworzyć się na scenie. Jej kontakt z publicznością był naprawdę ważny. I sposób w jaki widziała muzykę – poprzez dotarcie do czyjejś głowy. Dzielenie się emocjami, by dotknąć ludzi. Tak właśnie się czuła, gdy śpiewała. Możesz stanąć na scenie i być silnym. I nagle udaje ci się zrozumieć samego siebie. To jak egzorcyzm.
Ale później schodziła ze sceny i jej ubrania były pogniecione a buty zniszczone i musiała siedzieć samotnie w pokoju hotelowym. Myślę, że jak dzielisz się tak wielką częścią samego siebie z innymi, jest to w pewnym sensie przyczyną samotności. Była tak bezbronna, nieśmiała i pełna cierpienia. Ale na scenie była zupełnie inna. Mam wrażenie, że cierpienie i intensywność jej występów szły razem w parze. Gdybym mogła ją teraz spotkać, spytałabym jej czy wiedziała jak potoczą się sprawy. Czy zapłaciłaby taką samą cenę by stać się ikoną? Myślę, że jest to niesamowita rzecz o Janis. To poczucie tęsknoty, poszukiwania czegoś. Ta radość, młodość i ból. Janis podsumowuje ideę, że myzyka soulową polega na zamienianiu cierpienia w coś pięknego. I właśnie dlatego jest tak ważna dla mnie i dla muzyki…
Florence o Janis Joplin dla Music Matters, 2010
I learnt about Janis from an anthology of female blues singers. She was in there with people like Etta James and Billie Holiday. Janis was a fascinating character who bridged the gap between psychedelic blues and soul scenes. Even though she was a part of the whole psychedelic movement, she wasn’t afraid to wail, she really let herself go on stage. She was so unrestrained, so free. Her performances were raw, she tore herself apart on stage. Her connection with an audience was really important. And the way that she viewed music was by getting in someone’s head. A shared emotional experience, to touch people. That’s what she felt like when she sang. You can stand up and be strong. You suddenly understand yourself. It’s like an exorcism.
But then she’d come off stage and all her clothes would be fucked and her shoes broken and she’d have to sit alone in her hotel room. I think when you’re sharing so much of yourself with people it kind of makes you lonely. She was so vulnerable, self-conscious and full of suffering. Yet on stage it was totally different. It seems to me the suffering and intensity of her performance go hand in hand. If I could meet her now, I would ask if she knew the way things would turn out. Would she pay the price for becoming an iconic figure? I think that’s the incredible thing about Janis. There was always a sense of longing, of searching for something. It’s joy, it’s youth, it’s pain. She sums up the idea that soul is about putting your pain into something beautiful. And that’s why she’s important to me and to music…
Florence Welch on Janis Joplin for Music Matters, 2010