Oficjalna strona www zespołu: www.florenceandthemachine.net
Oficjalny facebook zespołu: www.facebook.com/florenceandthemachine
Porozmawiajmy o magii. Ponieważ muzyka w swojej szczytowej formie jest rodzajem magii, która unosi i przenosi cię w inne miejsce. „Chcę, aby moja muzyka brzmiała jak rzucanie się z drzewa albo wysokiego budynku, lub jak uczucie bycia zasysanym w głąb oceanu, gdzie nie da się oddychać”, mówi Florence Welch. „To jest coś obezwładniającego i wszechogarniającego, że aż cię wypełnia; albo eksplodujesz wraz z tym, albo po prostu znikniesz.”
Florence pisze swoje najlepsze piosenki pod wpływem alkoholu lub na kacu, gdyż wtedy ma wolność, dzika muzyka przychodzi i tworzy się niekontrolowanie z fragmentów zgromadzonych w notatnikach i jej głowie. ”Jesteś czysty”, tłumaczy, „ale tak naprawdę cię nie ma na miejscu. Lewitujesz gdzieś między własnymi myślami, możesz wybrać to, czego potrzebujesz. Lubię te dziwne połączenia we wszechświecie. Czuję, że życie jest jak nieprzerwany haj, kiedy różne rzeczy do ciebie wracają.”
Sama Florence jest zlepkiem sprzeczności: mocna, lecz przerażona; kłębek nerwów i pasji, ciemności i czystej radości. „Odczuwam wszystko dość intensywnie, dlatego też muzyka musi być równie silna. Jestem bardzo smutna lub bardzo szczęśliwa; zmęczona, lub zupełnie oszalała. Wtedy jestem najbardziej kreatywna, ale to jest dla mnie niebezpieczne. Czuję, że mogłabym napisać parę dobrych piosenek, lub złamać parę serc. Tudzież stołów. Albo kieliszków.”
Jako performerka może wydawać się nieustraszona, lecz zdecydowanie za szybko ocenia samą siebie. Wszakże to kobieta, która dostała się do szkoły artystycznej Camberwell dzięki ułożeniu ogromnego znaku z kwiatów, głoszącego „Jesteś pi*dą”. Mówi o sobie „maniaczka, która traci kontrolę gdy się zakocha”. Jest też czymś unikatowym, coraz rzadszym w czasach karaoke popu: artystką, która odnalazła swój własny, autentyczny głos.
Jej niebosiężny, epiczny wokal, dziwaczne melodie i samowystarczalny muzyczny światek zdobyły już nagrodę Critics Choice Award na gali Brit 2009. Niektórzy porównują ją do Kate Bush. Da się znaleźć również szczyptę Toma Waitsa i Nicka Cave’a w jej mrocznych wizjach, a jeśli usłyszysz w tym nieco Bjork – to dla Florence komplement. Lecz głównie Florence działa zupełnie samodzielnie: radosne to miejsce, zaznacza, lecz także trochę przerażające.
Debiutancki album „Lungs” złożony jest z harf, chórków, bębnów, szybów windy, kawałków metalu, miłości, śmierci, fajerwerków, kwartetów smyczkowych, tupania, wzdychania, dziwnego, elektronicznego zawodzenia, owieczek, lwów, chorych, tłuczonego szkła, krwi, księżyca, gwiazd, drinków, trumien, zębów, wody, sukien ślubnych…i ciszy pomiędzy. Piosenki są pełne gotyckich obrazów, bajek i fantazji, i chociaż wiele tkwi między wierszami tekstów, Florence przekonuje, że są one zazwyczaj dość proste. „Wszystko jest o chłopakach!”, śmieje się. „Cały album traktuje o miłości i bólu. Ludzie uważają moje teksty za pokręcone, ale dla mnie jest to szczery, serdeczny album. Moim celem nie była dziwaczność. Wolałam, żeby był emocjonalny.”
Florence dorastała w Camberwell w południowym Londynie jako najstarsza z trójki dzieci. Jednym z jej najwcześniejszych wspomnień muzycznych jest stanie na szczycie kufra z kolekcją winyli ojca, tańczenie z nim do Rolling Stonesów. Zaczęła od śpiewania w domu do Niny Simone i Dusty Springfield; rozwinęła zakres głosu poprzez arie; później stała się młodocianą skatepunkówą, tuż przed zagubieniem się w Camberwellowskim światku squatowych imprez artystycznego kampusu. To eklektyczny miks, lecz dla niej tematem przewodnim zawsze są emocje. ‘Wszystko, co posiada szczere uczucie, ekscytuje mnie. Czy to ‘A Change is Going to Come’ Sama Cookesa, Eva Cassidy śpiewająca ‘Wade In The Water’, czy nawet ‘Umbrella’ Rihanny – mam obsesję na punkcie muzyki. Zagram Beyonce, Lil Wayne’a, ‘Hurricane’ Boba Dylana, ‘Going Down’ Bruce’a Springsteena.”
Florence odnalazła swoją przestrzeń chodząc do klubów i pubów oraz śpiewając na scenie w swojej sypialni. Do czasu skończenia szkoły zdążyła napisać piosenki pokroju „Kiss With A Fist”; wiedziała, że chce tworzyć muzykę, lecz zagadką był kierunek, w jakim miałaby z nią podążać. Zatem po roku pracy za barem udaje się do szkoły artystycznej – tworzyć namioty pod ławkami aby przespać kaca, wmawiając nauczycielom, że jest instalacją.
Dopiero po napisaniu niepokojącego „Between Two Lungs” wszystko złożyło się w całość. Zamiast perkusji, Florence biła w ściany studia gołymi rękoma. Budowała melodie na pianinie, chociaż nie wie, jak się na nim gra, oraz nagrywała wpierw wokale w tle, przed rozpisaniem głównego głosu. To nienormalne i zupełnie niekonwencjonalne, lecz również wspaniałe – dziwna, lecz tęskna piosenka o zatracaniu się w miłości. „Odnalazłam swój głos, czułam się jak w euforii”, wspomina. „To był długi proces, podczas którego uczyłam się, że mój sposób jest faktycznie prawidłowy. Cały ten album jest o mojej wierze w siebie.”
Co do Maszyny – to elastyczna i ustępliwa bestia. Może składać się tylko z Florence, zestawu perkusyjnego i pianina; aktualnie jest to siedmioosobowa ekipa, włączając długoletnich współpracowników – Roba Ackroyda (gitara), Chrisa Haydena (perkusja), Isabelli Summers (klawisze) oraz Toma Mongera (harfa). „Pracowałam z nimi przez długi czas i oni znają mój styl, sposób, w jaki piszę – oni wiedzą, czego chcę.”
Na żywo, Florence and The Machine stali się zupełnie inną bestią. Nie ma dwóch identycznych występów, a Florence daje z siebie wszystko, niczym opętana kobieta, zawinięta w ciuchy zwykle wyciągnięte z koszów w lumpeksie w ciągu dnia przed koncertem. „To po prostu poczucie absolutnej wolności”, mówi. „To brzmi tak banalnie, ale chcę poruszać ludzi. Nie w ten dziwny, dosłowny sposób. Chcę tylko im pomóc czuć to samo, co czuję ja.”
Początek długiej drogi Florence and The Machine, drogi od malutkich barów do światowych, ogromnych scen zaczyna się w Soho Revue Bar w Londynie. Właśnie tam, pijana, dwudziestoletnia Florence Welch, studentka Camberwell College of Arts, była członkini zespołu Ashok , zrujnowana zakończonym związkiem ze swoją pierwszą poważną miłością- Mattem Alchinem spotyka Mairead Nash, część słynnego duetu Queens of Noize. Miejsce na pierwsze biznesowe spotkanie dość dziwne- toaleta. Mairead, będąca pod wrażeniem Florence śpiewającej piosenkę Etty James „Something’s Got a Hold on Me”, zaprasza ją na świąteczną imprezę do jej londyńskiego klubu, aby tam wykonała kilka coverów i uświetniła wieczór swoim występem. Florence, wbrew woli Nash, decyduje się na zaśpiewanie własnych piosenek, co okazuje się dobrym posunięciem- Mairead jest zachwycona.
‘Nigdy nie słyszałam kogoś o tak potężnym głosie! Odwróciłam się do Tabithy (Tabitha Denholm) i powiedziałam: Muszę być jej menedżerką!’ Mairead Nash, czerwiec 2009, The Telegraph
W tym samym czasie Florence wraz z Isabellą Summers występują wspólnie w lokalnych londyńskich klubach i pubach pod nazwą Florence Robot / Isa Machine. Ich drogi na pewien czas się rozchodzą, jednak nieco zmodyfikowana nazwa ich duetu na Florence and the Machine nadal jest znakiem rozpoznawczym Flo.
Na rynek muzyczny wychodzi krążek zespołu Ashok ‘Plans’, z którym Flo kiedyś podjęła współpracę. Na płycie znajduje się piosenka ‘Happy Slap’, która później pojawia się również na debiutanckim longplayu FATM pod nazwą ‘Kiss with a Fist’ Mimo podpisania kontraktu, Florence decyduje się zrezygnować z dalszej kolaboracji, stwierdzając, że nie będzie mogła się w nim spełniać muzycznie.
Współpraca z Mairead zaczyna przynosić widoczne rezultaty- o Florence jest coraz głośniej, zaczynają się pierwsze wywiady, spotkania, współprace. Flo ciągle występuje, tym razem na scenie towarzyszy jej Devonte Hynes, znany jako Blood Orange. Ubogi akompaniament (gitara i bęben) rekompensuje niesamowity, silny, przekraczający wszelkie granice, 3 oktawowy głos. W tym samym czasie Florence decyduje się na porzucenie szkoły artystycznej na rzecz muzyki, gdyż nie widzi możliwości połączenia tych obu wyzwań.
Pod koniec roku 2007 do w zasadzie samotnej Florence dołącza stały gitarzysta Robert Ackroyd, który to wprowadza do zespołu perkusistę Chrisa Haydena. Florence and the Machine powoli zaczyna przybierać kształt podobny do dzisiejszego.
Florence z coraz stabilniejszym składem powoli wdrapuje się na szczyt swojej kariery. W marcu dostaje propozycję od BBC występu na ‘South by Southwest’. Pamiętny koncert, który Flo kończy skokiem do basenu i schowaniem się pod scenę, zapada w pamięć zespołowi MGMT do tego stopnia, że proponują oni support tym nierozpoznawalnym na świecie londyńskim artystom. Nie są jedyni- o support prosi także Pete Doherty. Wspólna trasa z MGMT pozwala młodym Maszynom występować na takich festiwalach jak Reading czy Leeds.
W czerwcu wychodzi pierwszy singiel- Kiss With a Fist. Chwilę później Florence zaprasza do swojego zespołu Isabellę Summers, która ma być stałą keybordzistką (mimo tego, iż nigdy nie grała na klawiszach, ale co to za problem? Przecież się nauczy!)
Zaczyna się intensywna praca nad pierwszym krążkiem Maszyn. Dziewczyny dniami i nocami przesiadują w Crystal Palace i nadają kształt przyszłym ‘Lungs’. Jedno jest pewne- nic w stylu Kiss With A Fist. To nie jest droga, którą chce kroczyć Florence, wizje są kompletnie inne. W tym czasie powstają takie hity jak Cosmic Love, Dog Days czy Between Two Lungs. Siłą napędową jest niewątpliwe bolesne rozstanie Florence z jej ówczesnym chłopakiem- Stuartem Hammondem. Ból i rozłąkę przekłada ona na kartki papieru i nuty, a także na tworzenie kolejnego teledysku wraz z Tabithą oraz Tomem Beardem- tym razem do DDAO.
Podczas jednego z nagrań dziewczyny zauważają na ulicy ‘kolesia, niosącego na plecach coś co wygląda jak budka telefoniczna owinięta w koc’. Owym kolesiem jest nie kto inny jak Tom Moth, utalentowany harfista i jak się szybko okazuje kolejny, już piąty członek FATM. Jego pojawienie się w zespole sprawia, że wszelkie efekty muzyczne nagrane za pomocą taniego i tandetnego Rolanda zostają zastąpione przez piękny dźwięk harfy. A więc co do tej pory mamy? Florence, która nie do końca wie jaką drogą powinna podążać, Isę – keybordzistkę, która nie potrafi grać na keyboardzie, za to jak nikt zna się na remixach, Roba- niespełnionego filmowca brzdąkającego na gitarze, Chrisa ciągle pouczanego przez Flo jak powinien, a w zasadzie jak NIE powinien grać na bębnach oraz Toma, który do tego całego bałaganu wkracza ze swoją harfą. Nie brzmi to dobrze? Nic bardziej mylnego!
Tuż po wypuszczeniu singla Dog Days Are Over pojawiają się dwie fantastyczne wiadomości: po pierwsze Florence and The Machine pojadą w trasę koncertową organizowaną przez NME a po drugie- nagroda krytyków Brits Awards. Nagroda bez albumu. Wystarczyły dwa single, by komisja doceniła talent Florence i przyznała jej jedną z ważniejszych statuetek w Wielkiej Brytanii. Fakt ten sprawia, że prace na nowym albumem stają się jeszcze bardziej intensywne, Flo czuje presję środowiska oraz konieczność udowodnienia, że zasłużyła na Brits. W tym czasie nawiązuje współpracę z producentem muzycznym –Paulem Epworthem, a lista ‘lungsowych’ utworów staje się coraz dłuższa. Dwa tygodnie przed wydaniem płyty pojawia się trzeci singiel ‘Rabbit Heart’ , natomiast 6 lipca następuje przełomowy moment- w sklepach muzycznych na całym świecie pojawia się długo wyczekiwany debiutancki album zespołu Florence and The Machine. Zespołu, który od tej pory będzie królował na największych światowych festiwalach. Zespołu, który będzie gromadził na swoich koncertach kilkudziesięciotysięczne tłumy. Zespołu, który przez długi czas nie będzie schodził ze swoim nagraniem z list sprzedaży.
A przecież to jeszcze nie koniec, to dopiero początek.
Designed by Adrianna Polcyn | © Florence + The Machine Fan Club PL 2013 - 2017| Powered by Wordpress
Strona działa! Ale super ♥