Florence Welch i jej wyzwolenie: „Zawody sercowe nauczyły mnie pokory” – wywiad dla Rolling Stone

Źródło: Rolling Stone (oryginał)

Data: 28/10/2015

Florence Welch i jej wyzwolenie: „Zawody sercowe nauczyły mnie pokory”

Pokonawszy swoje demony, liderka Florence and the Machine napisała album, który jako pierwszy w jej karierze znalazł się na szczycie amerykańskich rankingów popularności i promuje go na swojej największej do tej pory trasie koncertowej.

Florence and the Machine na Austin City Limits Festival. „Występowanie ma w sobie coś z alchemii, która bierze smutek oraz frustrację i zamienia to wszystko w radość.”

Jest gorąca, duszna, październikowa noc w Teksasie. Florence and the Machine, headlinerzy Austin City Limits Festival, kończą właśnie swój szaleńczy koncert pełen wybuchowych art rockowych kompozycji swoim przełomowym hitem „Dog Days Are Over”. Niezmordowana, niezmiennie jesienno-ruda Florence Welch, frontmenka zespołu, ma pomysł na radzenie sobie z upałem. „Jest cholernie gorąco, więc zdejmijcie z siebie coś niepotrzebnego i wymachujcie tym niczym flagą!” – rozkazuje w pół utworu. Niczym kaznodzieja, wykrzykuje: „Austin, zostaliście wyzwoleni!”, po czym sama dołącza do tłumu, ściągając z siebie białą kamizelkę i złotą koszulę, aż w końcu pozostaje ubrana jedynie w biustonosz i parę białych dzwonów. Boso zeskakuje ze sceny, by, pośród setek wyciągniętych w jej kierunku rąk, zniknąć w przejściu biegnącym przez środek widowni.

Następnego poranka, 29-letnia londynka opisuje swój stan psychiczny słowami „maleńka trauma pobitewna”, co jest typowe dla wczesnych godzin na dzień po jakimkolwiek równie dzikim występie. Mimo to, wydaje się być pogodna i wypoczęta, skłonna do mieszania donośnych wybuchów śmiechu z trzeźwymi, wnikliwymi obserwacjami na własny temat. Patrząc wstecz na poprzednią noc, dobrze pamięta, dlaczego się rozbierała i wbiegła w tłum. „Chodzi o to, by samemu zacząć, ponieważ chcesz, by ludzie przestali czuć się oceniani” – mówi. „Nie ma to na celu wzbudzać pożądania; jest to takie symboliczne wyzbycie się wszelkich zahamowań i uczucia wstydu… Poza tym, całkiem fajnie jest patrzeć, czy ochrona jest w stanie za mną nadążyć!” – śmieje się. Jest to dla niej jednocześnie przerażające, śmieszne i pełne radości – i wszystko to naraz.

Nieco wcześniej tego samego roku, Welch ogłosiła swoją deklarację indywidualizmu pod postacią „How Big How Blue How Beautiful”, jej trzeciego albumu zawierającego takie wybuchowe utwory jak wgniatający „What Kind of Man” czy dynamiczny „Ship to Wreck” – oparte na rzeczywistych wydarzeniach, oba traktują o frustracji towarzyszącej rozpadowi związku. „Czułam, że tkwiłam w czymś, co zupełnie nie działało” – mówi. „Robiąc ten album i pisząc o tym [związku], wyzwoliłam się. ” To właśnie to uczucie wyzwolenia przemawia do jej fanów, wśród których tylko niewielki odsetek stanowią sympatycy nudyzmu z Austin. Chwytliwe, pieczołowicie dopieszczone utwory opowiadające o z góry skazanych na porażkę relacjach i ostatecznym odkupieniu trafiły w czuły punkt, zapewniając albumowi pierwszą w historii zespołu Florence and the Machine pozycję numer jeden w rankingach popularności w Stanach. Było to tym samym jedną z wielu rzeczy składających się na najważniejszy jak do tej pory rok dla Welch; ostatnio nawet sam Bill Clinton powiedział jej, że jest jej wielkim fanem.

Jej obecna trasa, której zwieńczeniem jest piątkowy [30.10.2015 – przyp. tłum.] koncert jako headliner Voodoo Fest w Nowym Orleanie, pozostaje dla artystki niepowstrzymanym przemarszem triumfalnym; jej żywiołowa prezencja na scenie jest zaś najlepszym dowodem na to, że występy Florence and the Machine plasują się obecnie wśród czołówki najlepszych rockowych koncertów na świecie. W Austin, gdzie 11-osobowa Maszyna dała pokaz klimatycznego art rocka, ich frontmenka z energią wyśpiewywała potężne refreny, w tym samym czasie przemierzając scenę krokiem baletnicy. Jak sama przyznaje, droga do tego miejsca była dla niej długa i wyboista, lecz teraz artystka może spojrzeć na to wszystko z innej perspektywy.

W okresie do nagrania „How Big How Blue How Beautiful”, Welch pozostawała ciągle zdezorientowana. W 2011 r. Florence and the Machine wydali swój drugi album, „Ceremonials”, który z miejsca pokrył się platyną, stworzyli absolutnie przebojowy hit „Shake It Out” (dzięki jemu zaraźliwemu, chwytliwemu refrenowi z charakterystycznym „u-ła-o”) i niestrudzenie promowali swoje dzieło na trasie, m.in. towarzysząc zespołowi U2 na kilku stadionowych koncertach. Kiedy jednak to wszystko się skończyło, piosenkarka była zmuszona odnaleźć siebie na nowo.

Wkrótce, „możliwość picia tyle ile chciałam” nie przestawała jej prześladować, więc ostatecznie skończyła z imprezowaniem. Następnie musiała stawić czoła pozostałościom po dysfunkcjonalnej relacji, w której czuła się uwięziona. Kiedy ona i jej chłopak wreszcie się rozstali, zamiast, jak sama się wyraziła, wpaść „kamikaze” w ciąg alkoholowy, pozostała u steru swojego życia i zmusiła się do zrobienia czegoś, co było dla niej zupełnie nienaturalne: do pisania o samej sobie.

„Mam wrażenie, że [wtedy] popsułam samą siebie.” – mówi teraz. „Możliwe, że popsułam coś, na czym bardzo mi zależało; i wtem miałam okazję stworzyć coś zamiast znowu niszczyć. Był to tym samym czas cichej refleksji. I było mi cholernie źle.”

Kiedy spotkała się z producentem Markusem Dravsem, który stworzył uhonorowane nagrodami Grammy albumy z Arcade Fire, Mumford and Sons i Coldplay, ciągle czuła się w kawałkach. „Oczekiwał płomiennowłosej Walkirii wieżdżajacej do studia na rydwanie, a zamiast tego dostał zapłakaną dziewczynkę w leginsach” – opowiada, tłumiąc chichot. „Nie byłam nawet w stanie się wtedy ubrać. Samo napisanie tego albumu wymagało każdej cząstki energii, jaką możliwie dało się wykrzesać.” Pomimo jej opłakanego stanu, producentowi udało się zmusić ją do kontrolowania swoich emocji.

W rezultacie, Welch stworzyła takie wyciszone piosenki jak „Various Storms & Saints” czy „Long & Lost”, tym samym eksponując swoje prawwdziwe „ja”. Miała ochotę pisać utwory z bombastycznymi zakończeniami – i niektórym z tych pomysłów udało się przedostać do albumu – bądź pod postacią zagrywek sekcji dętej w tytułowej piosence, bądź na czerpiącym z najlepszych tradycji space-rocka outro do „Mother” – jednak Dravs stał twardo przy stanowisku, że tworzenie wprost emocjonalnych utworów – takich, które pisała pod wpływem chwilowej frustracji czy żalu – było niezwykle istotne. „Niektóre z nich to było słowo w słowo to, co działo się w tamtym czasie” – opowiada. „Markus zachęcał mnie do odsłonięcia się jeszcze bardziej, ale było to przerażające”. Kiedy doszło już do etapu samego śpiewania piosenek, ona i producent spierali się na temat użycia efektu echo-reverbu, w którym Welch chciała ukryć swój głos. Dravs nakazywał jej zrezygnować z tego i wyeksponować prawdziwą siebie.

Welch wypełniła swój album odniesieniami do historii złych relacji i wybawienia. „Ship To Wreck” mówi o jej autodestrukcyjnych skłonnościach, oskarżycielski „What Kind of Man” opisuje niezdecydowanie kochanka, „Queen of Peace” oświadcza, że „wszystko, co pozostało to ból” [cytat z tekstu piosenki: „all that’s left is hurt” – przyp. tłum.] , „Delilah” opisuje Welch zawalającą na siebie samą sklepienia, naświetlający „St. Jude” odnajduje ukojenie w patronie spraw beznadziejnych, „Third Eye” traktuje o jej chęci zmiany, zaś „Mother” jest modlitwą o wybawienie. Pomimo towarzyszącemu mu zamieszania, Welch mimo wszystko uważa „How Big How Blue How Beautfiul” za pozytywne doświadczenie. „Album otoczył mnie pewnego rodzaju kokonem” – mówi. „Z bałaganu towarzyszącego tamtemu czasowi mogłam wyciągnąc piosenki i stworzyć coś z tego; to naprawdę napawało mnie nadzieją. To naprawdę pozytywny album. Traktuje o rzeczach, które są trudne, ale zawsze robi to w podnoszący na duchu sposób.

„Jest coś takiego w magii miłości, co otwiera cię na cały świat” – mówi Welch.

Jedną z bardziej dodających otuchy piosenek na albumie jest jego bogato zaaranżowany utwór tytułowy, chociaż Welch przypisuje jego genezę uczuciu, które towarzyszyło jej nieco dalej wstecz na trasie „Ceremonials”. Kiedy śpiewa: „between a crucifix and the Hollywood sign, we decided to get hurt” – tekst, który może dawać mylne wyobrażenie o piosence traktującej przecież o odnalezieniu powodu, by iść dalej – ma na myśli niebo nad Hollywood Bowl, miejscu, gdzie powstał tekst. To był szczęśliwy czas. „Na tamtej trasie czuło się, jakby wszystko w Stanach do nas przemawiało” – mówi. „To był czas zakochiwana się, i [piosenka] mówi o tym, że gdy zakochujesz się, wszystko dookoła ciebie, każde miejsce jest ekscytujące, i każda osoba, która napotykasz, w każdej z nich też się zakochujesz. Jest coś takiego w magii miłości, co otwiera cię na cały świat.”

„To ja jestem panią własnego zniszczenia i chaosu”.

Welch spędziła dużo czasu pisząc piosenki na album w Los Angeles, unikając tego, co sama nazywa ciemniejszą stroną miasta („Sama na pewno byłam w to zamieszana” – śmieje się Welch) i odnajdując jego „hipisowskie” oblicze, medytując i doprowadzając się do lepszego stanu. „Potrzebowałam mieć kontakt z ogromem i błękitem nieba” – mówi, odnotowując, że jej obecny wystrój sceniczny zawiera wielkie LED-owe słońce i księżyc, ponieważ potrzebowała [na scenie] czegoś zakorzenionego w naturze. „Ciepło zaczęło wypełniać ten album. Zabrałam go z powrotem do deszczowego Londynu i ciągle miewam przed oczami wizję wielkiego, błękitnego nieba, jeżdżenia po L.A. słuchając piosenek Neila Younga i Nicka Cave’a” (na marginesie: spytana, dlaczego ostatnio scoverowała utwór Jacka Ü i Justina Biebera „Where Are Ü Now”, mówi, że kiedy nie słucha Neila Younga, uwielbia pop i EDM. „Tamta piosenka” – mówi – „to naprawdę dobra taneczna piosenka.”).

Teraz, kiedy myśli o albumie z perspektywy czasu, Welch dostrzega jak daleko zaszła. „Nauczyłam się, że to ja jestem panią własnego zniszczenia i chaosu” – mówi z uśmiechem. „Istnieje moja spokojna strona oraz też ta bardzo chaotyczna, autodestrukcyjna. Nauczyłam się, że istnieje sposób na wykorzystanie tej energii, co udało mi się na „Ship To Wreck” i „Delilah”. Istnieje pewna strona mnie, która najzwyczajniej w świecie chce zrównać wszystko z ziemią. Mogę wykorzystać te emocje.”

W 2011, Welch opowiedziała magazynowi Rolling Stone, że jej piosenki traktują o „bardzo kobiecym problemie chęci bycia perfekcyjną i jednocześnie nieustannym poczuciu winy, bo nigdy nie udaje się osiągnąć wszystko, czego sobie zamierzyłaś”. Kiedy słyszy ten cytat teraz, śmieje się i rzuca: „Wow, jak na mnie, to całkiem zwięzłe”. W tym momencie, zatrzymuje się, by wkrótce kontynuować.

Kiedy myśli o debiutanckim albumie Florence and the Machine z 2009 roku, „Lungs”, używa słów takich jak „dziki” i „niedoskonały” i stwierdza, że bała się, że ludzie teraz będę mogli dostrzeć tę jej stronę. Dwa lata później przy „Ceremonials”, pragnęła „wytworzyć mur” chroniący ją i jej słuchaczy przed jej prawdziwą naturą. „Stawałam się zbyt sławna” – mówi. „Pragniesz [wtedy] ochronić siebie, wyzbyć się swojej ludzkiej strony.” Jeśli nie jesteś człowiekiem, myślała wówczas, nie można cię zranić. Obecnie, Welch dostrzega siłę, jaka tkwi w dopuszczaniu do siebie uczucia smutku.

„Zawody sercowe, stawanie czoła swoim demonom i zdanie sobie sprawy ze swojego udziału w wydarzeniach, to naprawdę nauczyło mnie pokory” – mówi. „Sprawiło to, że bardziej akceptuję tę ludzką stronę mnie, przed którą chciałam uciec. Nie mam aż takiej potrzeby bycia perfekcyjną i, naprawdę, jest to cholernie wyzwalające”.

Poza piosenkami i koncertami, Welch odnalazła inny sposób na wyrażenie siebie. Od czasu ogłoszenia nowego albumu w lutym, Florence and the Machine wydawali fabularyzowane teledyski do piosenek z albumu, tworząc cykl, który ochrzcili mianem „Odysei”. Jak do tej pory, wypuścili sześć rozdziałów, jednak tym, który najbardziej wyróżnia się dla Welch, jest pierwszy jaki opublikowali, wyreżyserowany przez Vincenta Haycocka „What Kind of Man”, który przedstawia piosenkarkę w różnych etapach rozpadania się jej związku. W samochodzie spiera się z kochankiem o drobnostki, wpatruje się w niego niepewnym wzrokiem w pokoju (po symbolicznej scenie, w której to wynurza się z wody w wannie), kocha się z nim, mierzy się z pokojem wypełnionym agresywnymi mężczyznami i przeżywa wstrząsający wypadek samochodowy. To metafora wszystkiego tego, co przeżyła robiąc album, i nawet występowanie w teledysku odcisnęło na niej swoje piętno.

„Na koniec każdego dnia wychodziłam dosyć wstrząśnięta” – mówi o tworzeniu teledysku. „Pod sam koniec, czułam się bardzo wzmocniona tym wszystkim. Czułam, że całe doświadczenie mnie obnażyło. Bycie wkurzoną i nagą bardzo mnie wzmocniło.”

Jeśli chodzi o teledysk, jedyna rzecz, której żałuje wydarzyła się już po jego ukończeniu, kiedy pokazała go swojej młodszej siostrze. Kiedy doszły do chwili, kiedy szczególnie obrazowo został przedstawiony wypadek samochodowy, jej siostra trzasnęła laptopem i wybuchła płaczem. „Dlaczego do cholery nie powiedziałaś mi, że coś takiego się wydarzy?!” – wspomina Welch. „Pomyślałam: <<O Boże, tak mi przykro, nie pomyślałam o tym>>. Bo to JEST wstrząsające. Lecz kiedy rozmawiałam o teledysku z Vince’m i opowiedziałam mu o wszystkim co doprowadziło do powstania albumu, zdałam sobie sprawę, że to było jak pieprzony wypadek samochodowy. To, w jaki sposób wypełzłam z tamtego samochodu na samym końcu było dokładnie tym, jak wpełzłam do studia Markusa”.

Od czasu wydania „How Big” tego lata, Welch radziła sobie z okropnym okresem w swoim życiu poprzez wykonywanie piosenek z albumu na żywo. Kiedy jeszcze pracowała nad albumem, zaczęła brać lekcje tańca od zaprzyjaźnionej choreografki („Kiedy tańczysz, nie jesteś w stanie nic ukryć” – zapewnia) i w Austin pełnym gracji, tanecznym krokiem przemierza scenę, bosymi stopami muskając jej krawędź. Przy akompaniamencie wędrownej orkiestry znanej jako Maszyna, Welch ani na chwilę w trakcie trwania 16-utworowego setu nie przestaje się ruszać. Koniec z wszechobecnymi falbankami i zwiewnymi strojami w stylu Stevie Nicks, rzeczami rodem z pozłacanych obrazów Gustawa Klimta. Nie o impresjonizm i symbolizm, lecz głównie o ekspresjonizm chodzi Welch – i jej fani to doceniają. „To miłe, bo nikt nie reagował: <<Buu! Zakładaj z powrotem peleryny!>>” – żartuje.

Jeśli chodzi zaś o same koncerty, artystka przyznaje później, że czuje, jakby zupełnie zapomniała o swoich fizycznych ograniczeniach. Wprost chce być zwariowana. „To zupełnie tak jakbym próbowała latać” – mówi z radością w głosie. „Zawsze sobie wyobrażam, że pewnego dnia po prostu pobiegnę i wzlecę. Adrenalina jest tak silna, że śmiertelność ciała przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie. Takie zupełne: <<Chrzanić to! Dalej!>>”

Po zdarciu z siebie ubrań, Welch przebiega pomiędzy widownią. „Krzyczałam, darłam się, upiłam się i wskoczyłam do sadzawki” – wspomina swój pierwszy w historii koncert w Austin.

Austin City Limits Festival wyprzedał 75.000 biletów na dzień występu Florence and the Machine, a widownia w Zilker Park jest wypchana po brzegi. Jakimś jednak cudem, tłumowi udaje się nadążać za Welch. Ludzie machają rękami w trakcie „Shake It Out”, podczas gdy Welch dyryguje nimi jak orkiestrą („To się rusza” – mówi) i cichną, gdy, przy akompaniamencie samej harfy, piosenkarka śpiewa „Cosmic Love”.

W pewnej chwili, pomiędzy Ceremonialsowym „Spectrum”, a zachęcającym do nagości „Dog Days Are Over”, tłum spontanicznie zaczyna skandować: „Flo-rence, Flo-rence”. Piosenkarka pozostaje w cieniu koło podestu na perkusję.

„Schowałam twarz w dłoniach” – wspomina następnego poranka. „Kiedykolwiek to się dzieje, wracam do rzeczywistości i znowu jestem tylko dziewczynką z południowego Londynu. Myślę sobie: <<Co takiego się stało?>>”.

W swojej opowieści, artystka zatacza koło, wracając wspomnieniami do marca 2008 r., kiedy Florence and the Machine grali na festiwalu Austin’s South by Southwest zanim jeszcze ktokolwiek wiedział, kim są. Grali jako pierwsi, podczas gdy większe gwiazdy – MGMT – grali w połowie dnia. „Puściłam <<Between Two Lungs>> jako podkład, krzyczałam, darłam się, upiłam się i wskoczyłam do sadzawki” – wspomina. „Byliśmy po prostu podekscytowani – i pijani. Tutaj zrobiłam swój pierwszy tatuaż. Żyło się dla każdego pojedynczego koncertu. Nikt nie przeczuwał, że będzie z tego coś więcej. Zawsze było takie: <<Cholera, pozwalają nam grać!>>. Więc kiedy jak wczoraj wszyscy są na scenie, myślisz sobie: <<O cholera. Wow. To wspaniałe>>. Robię się wtedy bardzo nieśmiała”(notabene, kiedy jako Rolling Stone spytaliśmy się, czy dalej jest abstynentką – decyzja, którą podjęła przy pisaniu „How Big” – Welch odpowiada, że przestała <<na jakiś czas>>”).

Jednak dla Welch, jakkolwiek czuje się ona onieśmielona przez nieustające wsparcie widowni, naturalnym dla niej pozostaje chęć odpłacenia się własną miłością. Po przerwie przed bisami, w trakcie której ponownie zakłada swoje ubrania, powraca, by zaśpiewać szczególnie ciężko brzmiący „What Kind of Man”. W połowie piosenki, jest już spowrotem w tłumie, stykając się czołami z losowym mężczyzną w pierwszym rzędzie, wyśpiewując linijki, które zawstydziłyby większość facetów.

„Chcesz znaleźć ludzi, którzy nie popadną w panikę, kiedy zaczniesz ich całować. Takie jest moje życiowe motto”

„Po prostu szukam facetów, którzy śpiewali przez większość występu”, mówi następnego dnia. „Chcesz znaleźć ludzi, którzy nie popadną w panikę, kiedy zaczniesz ich całować. Takie jest moje życiowe motto: znajdź faceta, który nie popadnie w panikę, kiedy zaczniesz go całować”. Czy zatem Welch przestraszyła wielu mężczyzn? „Nie, zazwyczaj jest to dla nich zupełnie w porządku”.

Pod koniec koncertu, Welch jest już wycieńczona bieganiem i zderzaniem się głową z publicznością. Nieco teatralnie, lecz niewątpliwie z pewną dozą szczerości, upada na ziemię, skąpana w świetle świateł, z rozrzuconymi rękami i nogami. Lecz niezależnie od tego, jak jest zmęczona, jest także szczęśliwa. „Występy mają w sobie coś z alchemii, która zabiera to co jest w tobie smutne lub frustrujące, wchodzi do krwiobiegu i wychodzi z niego już jako radość.” Jest już wolna.

 

Wywiad: Kory Grow

Zdjęcia: Pooneh Ghana

Tłumaczenie: Daniel Wdowicz

The Liberation of Florence Welch: ‚It Was Humbling to Be Heartbroken’

How Florence and the Machine singer overcame personal demons to write her first-ever Number One album and bring it on the road for her biggest tour yet.

Komentarze

WHAT THE HELL IV - ogólnopolski oficjalny zlot fanów Florence + The MachineSZCZEGÓŁY

Zadaj pytanie

Imię

Adres email

Pytanie

Plik